Mała poprawka, Isabella ma 17 lat, a Slash 19 chociaż powinien mieć 18.
- Tak - odparłam lekko zdziwiona. Przecież niczego nie spaliłam ani nie ukradłam więc czego chce ode mnie policja.
- Nazywam się John Smith, a to pani Kate Brown. Możemy wejść- spytał.
- Proszę. - otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam gości do salonu. Gadali coś tam chwil eo jakiś pierdołach, nawet ich nie słuchałam. Coś tam o jakimś wypadku i ta Brown jest z opieki coś tam. A chuj mnie to obchodzi.
- (...) pani rodzice zginęli w tym wypadku. - skończyła kobieta.
- Co kurwa?! - no chyba sobie żartują. Moi rodzice zaraz wrócą i przeproszą, że tak późno wrócili nie informując mnie o tym, a potem zaczną robić jakąś zieloną sałatę na kolację. To kurwa nie możliwe co oni pierdolą.
- Przykro mi, ale niestety to prawda. - powiedział z powagą facet w mundurze. Usidłam na kanapie i zaczęłam płakać. Siedziałam tak kilka minut, aż usłyszałam, że przyszedł ktoś jeszcze. Bliski przyjaciel rodziców z pracy jak i poza nią. Wujek Tom. Jak byłam mała zabierał mnie na kucyki i do wesołego miasteczka. Przytulił mnie i usłyszałam, że on też płacze. Czyli to prawda. Okrutna i straszna ale prawda. Czyli już nigdy nie pokłócę się z nimi o to, że mam nieodpowiednią koszulkę do szkoły, o to, że wcale się nie uczę tylko spotykam się z Michie, o to, że wracam za późno do domu, o to, że słucham głośno muzyki i nie sprzątam po sobie. Już nigdy. Rozryczałam się na dobrą godzinę. Siedziałam jeszcze chwilę z Tomem, ale żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę więc poszedł sobie. Całą noc płakałam przeglądając stare zdjęcia. Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam się jakby część mnie umarła. Byłam taka pusta i samotna. Oprócz Nich i Michie nie miałam praktycznie nikogo. Żadnej ciotki, wujka( Tom sie nie liczy bo to przyjaciel, a nie bart mamy), babci. Nic. Byłam totalnie sama. Cały następny dzień przesiedziałam sama w domu, snując się z pokoju do pokoju oglądają wszystkie pierdoły rodziców. Drugiego dnia po południu przyszedł wujek.
- Cześć, jak się trzymasz Bella? - zapytał.
- Jakoś. Już trochę to ogarnęłam wszystko - odparłam cicho bo na nic nie miałam ochoty.
- Mam dla Ciebie kilka istotnych informacji.- powiedział i otworzył jakąś teczkę.- Testament.
- Słucham?
- Cały dom należy do Ciebie, na koncie rodzice zostawili całkiem sporą sumę, a do tego dojdą pieniądze z ubezpieczenia. - powiedział.
- Dobrze. Ale co ze mną będzie? Zostałam sama. Nie mam żadnej rodziny - zapytałam powstrzymując łzy.
- To jeszcze nie wszystko. Emma i Dave kupili dla Ciebie mieszkanie w Los Angeles oraz opłacili studia psychologiczne.
- O kurde. - nie wierzyłam. Przecież uznali, że to psychologi do niczego mi się nie przyda, że prawo albo medycyną to zdecydowanie lepsze kierunki. A do tego mieszkanie w LA.
- Ubezpieczenie opłacane przez Twoich rodziców gwarantuje Ci do końca 20. roku życia 4 tys. dolarów miesięcznie. Trochę jak kieszonkowe, ale musisz płacić za wodę, prąd, gaz, czynsz, jedzenie itp.
- Czego mogę się jeszcze spodziewać? Może mam jakąś zapomnianą ciotkę? - nie zaskoczy mnie już niczym.
- Masz przyrodniego starszego brata - powiedział powoli.
- No to mnie kurwa zaskoczyłeś,ups, przepraszam.- Nie mogę przy nim przeklinać.
- Dave w młodości dobrze się bawił, i miał romans. Emma nic nie wie, że masz brata. Ty też byś sie pewnie nigdy nie dowiedziała, gdyby nie ten wypadek. Mieszka w Los Angeles, i ma 19 lat. - Nie mogłam nic powiedzieć. Totalnie mnie zamurowało. - To jego zdjęcie. - podał mi fotografię, na której był chłopak w skórzanych spodniach, koszulce Led Zeppelin i ramonesce. Twarzy prawie nie było widać bo przykrywała ją burza czarnych kudłów, zauważyłam tylko pełne usta i kolczyk w nosie. Chłopak był Mulatem. Nie jestem jakąś rasistką ale troszeczkę mnie zszokowało, że mój tata spotykał się z ciemnoskórą kobietą.
- Ma na imię Saul Hudson i gra na gitarze w jakimś zespole. Rozmawiałem z nim przez telefon wczoraj i przyjedzie tu jutro. - skończył w końcu Tom. Ja pierdolę, kurwa, nie wierzę. Odziedziczyła kupę kasy rodziców, willę w Las Vegas, mieszkanie i studia w LA, a do tego okazało się, że mam brata. Moim marzeniem jest mieszkać w LA, ale nie kosztem straty rodziców.
- Przyjadę do Ciebie jutro z Saulem. Trzymaj się - i wyszedł. Zamknęłam drzwi, zasunęłam rolety antywłamaniowe w oknach i włączyłam cicho Aerosmith. Leżałam i myślałam. Kurwa, mam okazję wyjechać do LA i tam zamieszkać. Ale boję spotkania z bratem. A może on będzie miał mnie w dupie, tak jak mój tata jego. Przecież mógł powiedzieć, że ma syna. Na Hendrixa, czemu to wszystko tak nagle zwaliło mi się na głowę? Chcę mieć znowu 6 lat i myśleć tylko o zabawie, a nie o tym gdzie mieszkać, co zrobić z domem, a co ze studiami. A co się ze mną stanie jak Saul nie będzie chciał się mną opiekować? Przecież ma swoje życie, to po co mu młodsza siostra. W sumie to mną już nie trzeba się zajmować, ale jak on się teoretycznie nie zgodzi to wsadzą mnie do jakiejś snobowatej rodziny zastępczej. Zasnęłam na kanapie myśląc. Wstałam dosyć wcześnie, bo miałam jakieś koszmary. Wzięłam długą kąpiel, umalowałam się i ubrałam w jasne szorty i koszulkę Ramones. Włosy przewiązałam bandamką, a na ręce nałożyłam kilkanaście bransoletek z muliny i pieszczochę. Poszłam do kuchni zdając sobie sprawę, że od dwóch dni nic nie jadłam. Teraz zrobiłam sobie tylko kawę i wpieprzyłam kilka łyżek nutelli. Nic mi się nie chce. Czytałam chwilę '' Miasteczko Salem'' ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Przeraziłam się. To Tom i Saul. Zaraz wpadnę w panikę, kurwa boję się... brata! Kurwa, Isabell, opanuj się! Strzeliłam sobie liścia i poszłam otworzyć. Nie pomyliłam się.
- Cześć - mruknęłam i zaprosiłam ich do salonu.
- Jestem Saul, ale mów Slash - powiedział i lekko mnie objął.
- Slash, Slash, Slash, Slash - mówiłam do siebie różne akcentując sylaby.Fajne to. - Jestem Isabell, ale wolę Izzy, Izz albo Bells.
- Mój kolega z zespołu ma na imię Izzy. Chociaż właściwie to Jeffrey, ale zmienił na Izzy. - powiedział Slash
- Masz zespół? Jaki? - spytałam.
- Guns n' roses. Gramy rock n' rolla. Ja gram na gitarze. Kiedyś będziemy najlepsi na świecie - odparł bardzo skromnie. Siedziałam ze Slashem pewien czas o jego życiu i opowiadając mu o moim.
- Slash, bo mój tata był także Twoim i zastanawiam się czy, no bo wiesz, on o Tobie nic nigdy nie mówił i nie wiem czy mieliście jakieś kontakt, i może teraz chciałbyś dostać część pieniędzy czy coś. Ludzie tak robią, a przynajmniej w filmach. - powiedziałam gniotąc materiał mojej koszulki.
- Chyba żartujesz. Dave co urodziny przysyłał mi kartę z życzeniami i prezent. Wtedy nie wiedziałem, że jest moim biologicznym ojcem. W wieku 16 lat się dowiedziałem. Często go widywałem i trochę mi o Tobie opowiadał.- odparł.
- A zastanawiam się, bo jesteś moją jedyną hmm rodziną i jeśli nie będziesz chciał się mną tak na papierze opiekować to zabiorą mnie do rodziny zastępczej. Ale ze mną nie ma żadnego kłopotu, chodzę choć nie chętnie do szkoły i nawet się uczę, a mam już mieszkanie w L.A. i nie piję, nie stwarzam żadnych problemów.- rzekłam i wlepiłam w niego oczy.
- Jak mówiłem wiem o Tobie sporo i myślę, że nie będzie problemu żebym podpisał jakieś papiery.
- Dziękuję Slash - rzuciłam mu się na szyję. Znamy się tak naprawdę od kilku godzin, a zdążyłam go już bardzo polubić. I kurwa nie trafię do jakiejś snobiastej rodziny. Gadaliśmy jeszcze do późna, a potem zaprowadziłam go do pokoju gościnnego. Długo nie mogłam zasnąć. Mogłam powiedzieć, że byłam szczęśliwa. Cieszyłam się, że mam brata i, że nie jestem sama. Ale zastanawiało mnie czemu tata nic nigdy nie wspominał, że ma syna. W końcu odpłynęłam w krainę marzeń i koszmarów.
Erin.
_____________________________________________________________________
Jeśli ktoś chce być informowany to proszę o numery gg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz