poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Angel down - prolog


 No a więc zaczynam nowe opowiadanie.
Dzieje się ono w roku 1984. 


- Wstawaj kochanie, już 7. - usłyszałam cichy kobiecy głos przy uchu.
- Mhmm, już wstaję - mruknęłam do mamy. Z trudem wyszłam z ciepłego łóżeczka i udałam się do łazienki. Ach, jakie trudne jest życie 16-latki. Codziennie trzeba wstać do szkoły. Tyle przegrać. Wzięłam zimny prysznic żeby się obudzić, umyłam zęby, zrobiłam kreski na moich piwnych oczach , rozczesałam moje ciemne włosy, założyłam rurki z dziurami na chude ale nie kościste nogi i koszulkę Motley Crue. Spakowałam moją szkolną torbę i zeszłam do kuchni na śniadanie. Tata smażył naleśniki, a mama smarowała je czymś.
- Cześć - powiedziałam i usiadłam do stołu biorąc jedzenie. Mój tata jest cenionym lekarzem, a mama znanym adwokatem. Mieszkamy na przedmieściach Las Vegas w dość dużej willi. Chodzę do normalnej szkoły chociaż rodzice upierali się żeby mnie wysłać do prywatnej. No chyba kurwa nie. Siedzieć tam 7 godzin z jakimiś snoba, to ja dziękuję bardzo. Ta szkoła też nie jest fantastyczna ale poznałam tam Michelle, moją przyjaciółkę. Jest jedyną osobą, z którą utrzymuję kontakt. W szkole nie odzywam się do nikogo, bo po co? Sami idioci. Chociaż i z Michie ostatnio nie dogaduję się najlepiej, wczoraj się dość poważnie pokłóciłyśmy, bo wkurza ją moje wyjebany na wszystko i to,że czasem ją wyzywam itp. Ale to nie moja wina, że taka jestem. Jak mi pierdoli o jakimś starszym przystojnym chłopaku, który gra w kosza w szkolnej drużynie to rzygać mi się chcę, no i czasem powiem : spierdalaj. Wychowując się na Led Zeppelina, The Ramones, Aerosmith i The Rolling Stones nie mogę być normalna i wiedziała na co się decyduje zaprzyjaźniając się ze mną. Ale i tak ją kocham.
- Bells, jedz szybciej bo musimy wychodzić. - powiedziałam mama. Tak, mam na imię Isabell to wymyślają jakieś Bella, Bells. W sumie najbardziej pasuje mi Izzy, chociaż to trochę męskie. Odwieźli mnie do szkoły i pojechali razem do pracy bo tata miał jakieś zdjęcia zwłok w sądzie oglądać czy coś. Cały dzień minął mi chuj nudno i samotnie, bo Michie się obraziła i nie odzywała. Wróciłam do domu pieszo bo było tak fajnie ciepło, że nie chciało mi się jechać autobusem. Odrobiłam lekcje i zaczęłam czytać '' Miasteczko Salem'' S. Kinga. Około godziny 20.00 ktoś zadzwonił do drzwi. Rodzice już dawno powinni wrócić, a nawet jeśli to oni to przecież mają klucze, więc po co dzwonią. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Stał na nimi policjant i jakaś kobieta.
- Pani Isabell Plant? - zapytał z bardzo poważną miną.






Jestem z tego zadowolona. Mam nadzieję, że Wam też się podoba.
Dla Hani bo wiem, że na to czkekałaś
Erin
_________________________________________________

2 komentarze:

  1. Powiem tak;pomysł może być całkiem ciekawe, chociaż motyw utraty rodziców jest dość częsty. I bardzo dobrze, ze jesteś zadowolona, to najważniejsze. Podejście Bells do życia wydaje sie trochę dziwne. Ma na wszystko wyjebane, ok rozumiem, ale u ciebie graniczy to z brakiem jakichkolwiek uczuć, uważaj bo granica jest niewielka i łatwo coś takiego spieprzyć. Staraj sie dokładniej opisywać, to wyedy wszystko będzie ciekawsze. U mnie opisy to raczej słabo do porownania, ale możesz sobie poczytać. Podeślę ci potem link do jednego bloga, żebyś zobaczyła o co mi chodzi. i nie mysl sobie, ze tylko opieprzam, bo mi sie podoba,ale chce hm... pomoc ci pisac lepiej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem otwarta na wszelką pomoc, propozyję i krytykę.

      Usuń