poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 19

 Cholera, jak dawno mnie tu nie było.



Siódmego dnia mojego nie życia odwiedził mnie Izzy. Uśmiechał się żeby dodać mi otuchy, ale oczy miał smutne.
- Bella, nie możesz tak dłużej.- powiedział trzymając mnie za rękę.- Musisz się ogarnąć. Martwimy się o ciebie. Zamknęłaś się w sobie. - Przytaknęłam mu. Miał rację. Żyletka nie rozwiąże moich problemów.
- Izzy, ale jak?
- Zabiorę cię do Indiany. Z daleka od LA i przestaniesz o tym myśleć.
- Może to nie taki zły pomysł.- Wtuliłam się w niego mocno, a Stradlin głaskał mnie po włosach. Nikt inny nie mógł tego robić. Tylko Izzy był wyjątkiem.
- Może masz ochotę dziś do nas wpaść? - zapytał.
- Do Hellhouse? No nie wiem. - Nie chciałam tam iść. Istniało ryzyko, że spotkam kogoś kogo nie chciałbym widzieć. Chociażby Vince'a.
- Nie. Po trasie kupiliśmy dom. W tamtym tygodniu się przeprowadziliśmy.
- Ou, to dobrze. To przyjdę. Ale nie wiem gdzie to jest. Poczekaj chwilę, ogarnę się i pójdziemy razem. - Wstałam z kanapy.
 - Ile? Dwie godziny?
- Coś jakoś tak. - Przewrócił oczami i położył się. Taki cudownie wyglądał. Jak przerośnięte dziecko. Poszłam do łazienki, rozebrałam się i wzięłam prysznic. Założyłam bieliznę, pomalowałam paznokcie na czarno a potem popierdalałam po mieszkaniu pół naga czekając aż lakier wyschnie. Później wysuszyłam włosy i stanęłam przed szafą. Zdecydowałam się na czarne rurki, koszulkę KISS i katanę. Bandaże na rękach zwinęłam w bandanki i bransoletki. Wróciłam do salonu po rytmicznego.
- Jeffrey, wstawaj. - pogłaskałam go po policzku. Mruknął coś i otworzył jedno oko.
- Już? - spytał.
- Tak. - Podniósł się i przeciągnął robiąc głupie miny. Poszedł do kuchni i wyjął z lodówki dwie puszki coli i paczkę żelków z szafki. Tak, czuj się jak u siebie. 
- Możemy iść. - oznajmił i założył kowbojki. Napisałam karteczkę dla Bev, założyłam trampki i wyszliśmy. Po drodze rozmawialiśmy o jutrzejszym wyjeździe do Indiany i po 30 minutach doszliśmy do nowego domu Gunsów. Wyglądał o niebo lepiej od Hellhouse. Dość duży, zadbany i nie zaśmiecony ogródek witał. Dalej duża willa o beżowej elewacji i dużych oknach. Aż chciało się wejść do środka. Kto by pomyślał, że mieszka tu piątka, zdemoralizowanych rockmenów? Weszliśmy do przestronnego przedpokoju i zdjęłam trampki.
-KUTASY CHODŹCIE! -krzyknął Izzy i włożył swoją kurtke do szafy. Oho, pełna kultura. Pierwszy przyleciał Steven, rzucił mi się na szyję i wylądowalismy na podłodze.
-Cześć Bells! Cieszę się, że Cie widze. Moje krasnoludki tęskniły. -powiedział Adler i mocno mnie przytulił. Potem szeroko się uśmiechnął i pobiegł do tęczowego rydwanu. Stradlin podał mi rękę i wstałam. Przeszliśmy do salonu gdzie przywitałam się z Duffem, Axlem i Slashem. Kochany braciszek pokazał mi dom. Był taki czysty, że trudno uwierzyć kto w nim mieszkał. Duff miał najcudowniejszy pokój. Hippisowski volkswagen bez kół pełnił funkcje łóżka. Cholera pomysłowe. Czarne ściany idealnie współgrały z ciemną szafą i turkusowym `łóżkiem`. Oczywiście znajdowała się tam jeszcze kolekcja basów pana McKagan.Pokój Stevena był nieźle zakręcony. W jednej części, z różowymi ścianami, stały zabawki, figurki, kredki, farby, konik na biegunach. Pokój dla 7-latka. W drugiej części całe ściany pokrywały plakaty i zdjęcia. Było kilka moich. Kochane. I stało tam tylko ogromne łóżko i perkusja. Popcorn powinien odstawić dragi, koniecznie. Po zwiedzaniu poszliśmy do kuchni. Była wielka jak każde pomieszczenie w tym domu. Moja rodzina niedojebanych debili, których bardzo kocham, wstawiła ciasto czekoladowe do piekarnika i smażyła naleśniki.Przenieśliśmy się do salonu, usiadłam na kolanach Izzyego. Jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy. Było przyjemnie, miło. Zeszłam z kolan Izzyego i wzięłam sobie kawałek ciasta. Ugryzłam.
-Który dolał do ciasta kurwa litr wódki? - spytałam.
-Wszystko z wódką jest lepsze kotku.- odpardł Duff z uśmiechem jakby dodawanie do wszystkiego wódki było normalne. Zaczęłam się śmiać i jak na mnie przystało spadłam z kanapy.
-Dziecko, ty już nie pij. -Slash zabrał mi wino i z durną miną pogłaskał mnie po głowie. Przytuliłam się do Izzyego i w ciszy słuchałam jak rozmawiają o nowej płycie. Cieszyłam się, że Dzwoneczek wyciągnął mnie z domu. Z nimi zapomniałam kompletnie o wszystkim.
-Późno już- podniosłam się. -Będę wracać. - Było po 23, a musiałam sie jeszcze spakować. Wycałowałam, wyprzytulałam wszystkich i poszłam założyć trampki. Za mną poszedł Duff.
-Odprowadzę cie. LA po zmroku nie jest bezpieczne. -powiedział i dał mi swoją kurtke bo było chłodno. Wyszliśmy na zewnątrz i zapaliłam papierosa z paczki, którą znalazłam w kurtce. McKagan wziął mnie za łapke i powoli poszliśmy do mnie. Był jak moj brat. Wszyscy Gunsi byli moimi braćmi. Mogłam się do nich przytulać, wyżalić, porozmawiać, pobić jak z rodzeństwem, napić. Wszystko.


***
(planowo tu się kończy rozdział 19, ale zmieniam plan i dołączam rozdział 20)
***


Rano obudziłam się w swoim łóżku obok Duffa i Beverly. Spaliśmy przytuleni jak teletubisie. Wstałam powoli, żeby ich nie obudzić i wdepnęłam w tonę papierków po słodyczach i paczki fajek. Spojrzałam na zegar. 8:20. Izzy ma być po mnie o 9. Super. Kiedy ja się kurwa spakuje? Poleciałam do łazienki, szybko się ogarnęłam i wróciłam do swojego pokoju, już pustego, pakować się. W Indianie jest ciepło czy zimno? Indianie są czerwoni, chyba od słońca, więc pewnie ciepło. Chyba...
-Cześć -Bevvie mnie przytuliła.
-Hej, hej chujku. W Indianie jest ciepło?
- Chyba tak. Idę zrobić śniadanie. - Równie szybko jak sie pojawija, zniknęła, a ja położyłam walizkę na łóżku. Wrzuciłam do niej kilka par szortów, jedne dżinsy, kilkanaście koszulek, sweter, sukienkę, bluzę i bieliznę. A zajęło mi to 20 minut! Zawsze pakuje się dłużej. Dorzuciłam dwie książki i zamknęłam walizkę a po mieszkaniu rozszedł się zapach gofrów i kawy. Zaniosłam bagaż do przedpokoju, poszłam do kuchni i zastałam w niej Izzy'ego.
-Dzień dobry. -Pocałowałam go w policzek, wzięłam gofra z blatu i usiadła obok Duffa, którego też pocałowałam.
-Gotowa?- zpytał Stradlin pakują sobie jedzenie do ust.
-Tak- Zjedliśmy śniadanie. Pożegnałam się z Beverly, Żyrafą i założyłam trampki. Izzy wziął moją walizkę, ja swoją kostkę i zeszliśmy na dół.
- Czym jedziemy? - zapytał z cwanym uśmiechem.
-Jak to czym?
- BMW, Mustang czy Porshe?
-Porshe?! Komu ukradłeś?
- Kupiłem dziecko złote drogie - pokręcił z politowaniem głową i włożył do bagażnika nasze torby, a ja w tym czasie usiadłam na miejscu pasażera. Samochód pachniał skórą i nowością. Rozpoczęła się trzydniowa podróż do Indianapolis. Wieczorem zatrzymaliśmy się na kompletnym pustkowiu, bo nigdzie w okolicy nie było stacji benzynowej, motelu, hotelu czegokolwiek. Nic. Totalna dziura. Wysiadłam z samochodu, oparłam się i maskę i podziwiałam zachód słońca.
- Ładnie tu Izyy, tylko szkoda, że nie mogę się wykąpać - powiedziałam opierając głowę na jego ramieniu.
- Marudzisz - podał mi paczkę ciasteczek i zjedliśmy. Potem usiadłam sobie na fotelu przy otwartych drzwiach i po prostu gapiłam się przed siebie. Stradlin siedział w bagażniku i czegoś szukał. Już miałam zapytać co robi kiedy poczułam, że coś mi łazi po nodze. Spojrzałam i zobaczyłam pająka
- KURWAAAA IZZY TO JEST JEBANY PAJĄK!!! ZABIJ GO KURWA ZABIJ! - zaczęłam skakać i rzucać się jak pierdolnięta, a szanowny gitarzysta tylko się śmiał. Strąciłam to coś z nogi i podeszłam do Stradlina. Wylałam mu butelkę wody na głowie uśmiechając się jak niewinne dziecko. Zmrużył oczy i rzucił się na mnie, przewracając mnie i łaskocząc. Zaczęłam jeszcze głośniej wrzeszczeć i śmiać się.
- Kurwa, nie, mmogę odd-dychac - jęknęłam i puścił mnie.
- No już, już przepraszam.
- Nic nie szkodzi - wgramoliłam się do samochodu i usiadłam. Izzy wszedł z drugiej strony i przytulił mnie.
- To idziemy spać?- zapytałam.
- Tak.- podał mi koc, za którym tak grzebał w bagażniku, i przytuleni jak dzieci zasnęliśmy na drodze stanowej po środku niczego.

***
Wróciłam tu, nie wiem na jak długo.
Przepraszam za nieobecność.
Teraz mam wakacje i pewnie będę pisać częściej, ale pewna nie jestem. 

5 komentarzy:

  1. Liczyłam na seks z Izzym. Bardzo mocno liczyłam :|
    I czemu nie Vinny omg czemu? :c
    Przeczytam niedługo wszystko i ogarnę, daj mi czas, mój rudy cudzie, ale jej, jest pięknie, nawet Gunsi mnie nie rażą. I chcę taki pokój, jak Steven. Daj mi. Masz mi dać.
    Jestem chujowa w pisaniu komentarzy, ale kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, nawet komentarzy nie chce mi poprawie dodawać. Trudno żyje się z przegranego miejsca.
    A co do opowiadania, to muszę ogarnąć całość, bo ten kawałek to tak wyciągnięty z dupy i za cholerę nie wiem, co się dzieje .___________.
    Kc <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze nawet nie wiesz jak strasznie się cieszę, że wróciłaś. Ostatni post był gdzieś pod koniec sierpnia tamtego roku także...Jestem przeszczęśliwa, że coś napisałaś i zrobiłaś to tak po cichu, że się tego nie spodziewałam. Ogółem to ci powiem, że dzień wcześniej przeczytałam znowu calutkiego twojego bloga z taką nadzieję, że może kiedyś coś tu się jeszcze pojawi a tu proszę!
    Haha. Niespodziaaanka! :)
    Ogółem to bardzo się cieszę, że nasza główna bohaterka w końcu zrozumiała, że nie tędy droga i w końcu wyszła do ludzi!
    Z pewnością strasznie by mi się podobało w pokoju Duffa i nie wychodziłabym wcale z jego łóżka ( jakkolwiek to brzmi, haha)
    Cieszę się, że Izzy ją zabrał stamtąd! I ma być jego duży i seks z Izzym, czekam i czekam i mam się doczekać!
    Teraz to ja Słońce na następny czekam i ma być! Nie za rok- niedługo!
    Kocham, kocham życzę dużo weny i pisz następny ♥ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholercia, prawie rok. Lepiej późno niż wcale :) I zmieniłaś wygląd, kurcze, jest teraz tak w chuj słodko <3 Dobra, do rzeczy.
    Fajnie, że Izzy pomaga Belli wrócić do rzeczywistości. Ma być seks. Ba, dużo seksu z Dzwoneczkiem! Proszę :c
    Rudy drwalu, obiecaj, że zrobisz mi taki pokój jak Stevena. Zaprosiłabym Cię tam wtedy, piłybyśmy razem whiskey i jadły ciasteczka, co Ty na to?
    Bardzo, bardzo, bardzo Cię kocham i czekam na następny. Fajnie by było, gdybyś miała więcej weny ode mnie, a to już dużo! Jeszcze raz KC :*

    OdpowiedzUsuń