czwartek, 25 kwietnia 2013

Bohaterowie

Nareszcie się za to zabrałam.


 Isabella Plant (ur. 15.10.1967r)


 
Michelle Marsh (ur. 31.08.1967r)


Rachel Bolan ( ur. 09.02.1966r)


 Vince Neil (08.02.1961r)

 Tommy Lee ( ur.03.10.1962r)

 Nikki Sixx ( ur. 11.12.1958r)


 Mick Mars ( ur. 04.05.1955r)

 Slash ( ur. 23.07.1965r)
 
 Axl Rose ( ur.06.02.1962 r)
 Izzy Stradlin ( ur. 08.04.1962r)

 Steven Adler ( ur. 22.01. 1965r)

 Duff McKagan (ur.05.02.1964r)
 Sebastian Bach ( 03.04.1966r)

 Rob Affuso (ur.01.03.1963r)

Scotti Hill (yr. 31.05.1964r)
 
 Dave The Snake Sabo ( ur. 16.09.1964r)


środa, 24 kwietnia 2013

Angel down 4

Przepraszam za błędy.


Cholerny budzik. Otworzyłam jedno oko i wyłączyłam go. 7:00. Czas iść do szkoły. Z trudem wylazłam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam jeansy z dziurami i koszulkę z Vincem. Vincem, z którym dwa dni temu się całowałam i mogłam pójść do łóżka. Jeszcze nie żałuję, że hmmm uciekłam. Wczorajszy dzień trochę odsypiałam i szwendałam się po mieście. Weszłam pod prysznic i odkręciłam zimną wodę. Zmęczenie spłynęło. Umyłam zęby, uczesałam się, umalowałam, ubrałam i poszłam do kuchni. Zrobiłam mleko z płatkami, którego nie zjadłam. Ciekawe jak skończyła się sobotnioniedzielna impreza w Hellhouse. Może dziś wpadnę sprawdzić czy żyją. Ale nie tym się teraz będę martwić. Teraz jest szkoła. Ludzie, dobijcie mnie. Ja nie chcę. Umrę. Boję się na jaką klasę trafię. Pewnie będę odmieńcem. Nie wytrzymam pośród wytapetowanych pustych rozebranych dziwek. Niech mi się trafi ktoś taki jak ja. Niech mi się trafi jakaś rockowa laska. Czy ja kurwa proszę o tak wiele?! Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kto to kurwa? Tylko Steven i Slash wiedzą, że tu mieszkam, a wątpię by któryś z nich mógł funkcjonować o tej porze. Dla nich 7:30 do środek nocy. Otworzyłam i zobaczyłam wysokiego, przystojnego, pięknowłosego blondyna.
- Cześć. Jestem Sebastian. Mam takie jedno pytanie. - o boże! Jaki on ma cudowny głos. Taki, taki, taki inny. I oczy. Można w nich utonąć. Chociaż, Slash tez ma piękne.
- Hej. Coś się stało. Wejdź? - odparłam. Nie ma to jak zapraszam do domu kompletnie nieznajomego cholernie pociągającego faceta. Super.
- Tak, stało. Masz może tabletki przeciw bólowe i bandaż? - spytał lekko zmieszany. No tak, mieli chyba niezłą zabawę. Pół nocy napierdalali muzyką. Ale na szczęście Led Zeppelin, KISS, Aerosmirh, The Rolling Stones...
- Dobrze się chyba bawiliście? - spytałam grzebiąc w szafkach i plecaku. Tabletki zawsze mam tak na wszelki wypadek. Ale bandaż? Może być ciężko.
- Przeszkadzało ci ? - podałam mu tabletki.
- Nie taka muzyka.- wyszczerzyłam się, poszłam do łazienki gdzie zauważyłam apteczkę. Przeniosłam ją do kuchni, gdzie zostawiłam Sebastiana.
- JEST! Znalazłam! - krzyknęłam i uniosłam zdobycz wysoko w górę. Chłopak złapał się za głowę i skrzywił. No tak. Kac
- Chcesz mnie zabić? - wyszeptał z bólem wymalowanym na twarzy.
- Nie. Przepraszam - również wyszeptałam. - Po co ci bandaż? Są ranni?- powiedziałam już normalnie.
- Tak. Zbiliśmy lustro, a Rob się w nie wjebał.- odpowiedział - Ale ty przecież nie wiesz, który to Rob. Chodź to co ich przedstawię.- podałam mu bandaż.
- Po 1. ja też się nie przedstawiłam, a po 2. to mam dziś szkołę. Jestem Isabella.- podałam mu rękę jak na kulturalnego człowieka przystało. Ujął moją dłoń w swoją, ale ma wielkie łapy, pewnie inne rzeczy tę ma duże. Bella! Zboczeńcu! Wracając. Ujął moją dłoń w swoją i delikatnie musnął ją wargami. O kurde! To jeszcze się zdarzają tacy chł... WRÓĆ! Mężczyźni?
- Człowieku, gdzie ty się ukrywałeś, że wcześniej cię nie poznałam? - szeroko się uśmiechnęłam.
- Byłem tu cały czas. - odparł bardzo inteligentnie. Spojrzałam na zegarek. 7:47. Kurwa. O 8:10 mam lekcję, a ja nie wiem gdzie jest szkoła.
- To skoro tak długo tu jesteś to powiedź mi gdzie tu jest najbliższe liceum? - Slash mi powiedział, że mam bardzo blisko jak mu pokazałam adres. Tylko szkoda, że nie powiedział gdzie to jest dokładnie.Sebastian podszedł do okna i zaczął się rozglądać.
- Tam - pokazał coś palcem.
- Gdzie? - stanęłam obok. Spodziewałam się zobaczyć wielki świecący neon, ale go nie było.
- Tam, taki żółty budynek. Spójrz bardziej w prawo - machał mi łapą przed oczami. Złapałam ją i położyłam na parapecie.
- Przez nią na pewno nic nie zobaczę. - powiedziałam zadzierając głowę do góry żeby na niego spojrzeć. Był cholernie wysoki. Prawie taki jak Duff. Prawie.
- To po patrz w prawo od lewej strony okna. - powiedział już bez machania ręką. O! Jest! Żółty? On widział kiedyś żółty? To wygląda jak pomarańczowe siki. Ale to musi być ten bo wszystko dookoła było szare.
- Widzę, dzięki. A teraz muszę już iść bo nie wypada się spóźnić pierwszego dnia. - odeszłam od okna i wzięłam plecak. Sebastian wziął tabletki, bandaż i wyszliśmy z mieszkania.
- Idź ratować Roba. - uśmiechnęłam się i zaczęłam schodzić na dół.
- Bella! Wpadniesz może do nas po lekcjach? - zawołał.
- Jasne. Może być ok.19?
- Idelanie. Do zobaczenia.
- Pa- i zbiegłam po schodach. Szkołę znalazłam dość szybko. Tylko 7 min. Mimo, że budynek miał kolor pomarańczowego moczu sprawiał wrażenie trochę jakby porządnego, przytulnego? Coś w tym guście. Weszłam do sekretariatu chcąc się dowiedzieć gdzie mam iść. Dostałam kartę z salami i lekcjami. Znalazłam klasę i stanęłam obok. Na Hendrixa! bóg mnie opuścił! Pełno wytapetowanych i rozebranych pustaków. A reszta to kompletni kretyni. Welcome to the hell. Umrę. Zadzwonił dzwonek i przyszłą nauczycielka. Kobieta po 40., wydawała się całkiem miła. Podeszłam do niej i przedstawiłam się.
- Ach, dzień dobry. Dyrektorka mówiła, że będziesz się teraz uczyć w mojej klasie. Jestem wychowawcą.- powiedziała do mnie cicho.- Słuchajcie! - krzyknęła do mojej klasy - Od dziś będziecie mieć nową koleżankę. Powiedź coś o sobie. - Nienawidzę cię kobieto. Nie dość, że mam gównianą klasę to mam jeszcze o sobie opowiadać. Kurwa, jak w przedszkolu.
- Hej, jestem Isabella. Mam 17 lat. Przeprowadziłam się do L.A z Vegas. Lubię jeść koty. - ostatnie nie było prawdą, ale nie mogłam się powstrzymać. Kazała mi usiąść i zaczęła lekcje. Wybrałam pustą ławkę na samym końcu. Nagle do klasy weszła dziewczyna. O Szatanie! W koszulce Zeppelinów!
- Michelle! Czemu znowu się spóźniłaś? - spytała kobieta zza biurka.
- Autobus mi uciekł.
- Jak zwykle - dziewczyna wzruszyła ramionami i dosiadła się do mnie.
- Cześć. Jestem Michelle - uśmiechnęła się.
- Hej. Isabella, ale wolę Bella albo Izzy. - odpowiedziałam z uśmiechem a'la Adler.
- Spodobałaś mi się przez koszulkę. - powiedziała Michelle.
- Wiesz, jak się ucieszyłam jak zobaczyłam kiedy weszłaś. Ta koszulka. - O, druga Michie w moim życiu. Ciekawe. Lekcja matmy minęła w miarę w porządku. Nie miałam żadnych ubytków w wiedzy, ale wkurzały mnie te pustaki. Na przerwach gadałam z Michelle, która pokazywała mi szkołę.
- A to Izzy. Skąd ci się wzięło? - spytała.
- Koleżanka na to wpadła.
- Wiesz, jest taki zespół. Guns n' roses. Na gitarze gra chłopak o imieniu Izzy. Są niesamowici! - powiedziała.
- Byłam na ich koncercie w sobotę. - Nie będę jej mówiła, że ich znam. Po co? Nie wiadomo jak potoczy się nasza znajomość. - Dobrze grają. Wokal mają wspaniały - i tak cały dzień wychwalałyśmy wygląd i muzykę Gunsów.  Polubiłam tą dziewczyną. Świetnie się z nią dogadywałam. Jednak pierwszy dzień nie był taki najgorszy. Och, ale Sebastian. boże, jaki on jest cudowny. Przystojny, uroczy. A te włosy. Miętosiłabym je do końca życia. I ma taki ładny uśmiech. I oczy. Rozmyślając doszłam do Hellhouse. Zapukałam do drzwi. Zero reakcji. Zapukałam jeszcze raz, drugi, trzeci. Nacisnęłam na klamkę i drzwi otworzyły się. Powinni sobie zamek kupić, chociaż pewnie klucz szybko by zaginął. Weszłam do salonu. O matko! Tornado tędy przeszło? Nie to tylko Guns n' roses i Motley Crue. Steven dalej był w durszlaku. Spał pod stołem przytulony do Izzy'ego. Oooo! Jakie to słodkie! *o* Duff spał na kanapie bez spodni? A na nim Rudy również bez spodni. Na przewróconej szafie spał Nikki przytulając butelkę Danielsa. Na fotelu zwinięty w kulkę spał Tommy. A dookoła pełno butelek, szkła, puszek, papierosów, śmieci i woreczków. Burdel. Brakuje tylko Slasha i Vince'a.  Przeszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Wiedzę, że Gunsi ewoluowali i żywią się światłem. Wyszłam i skierowałam się do sklepu. Kupiłam standardowe produkty na naleśniki w podwójnej ilości i tabletki przeciw bólowe. Wróciłam do Hellhouse i w kuchni zastałam Izzy'ego leżącego na stole. Jak gdyby nigdy nic wzięłam się za robienie śniadanioobiadu. Po usmażeniu 10 naleśników poczułam, że Izzy mnie przytula.
- Bella, masz może tabletki przeciw bólowe? - wyszeptał mi do ucha powodując przyjemny dreszcz.
- A mam - powiedziałam.
- A dasz mi? - lizus pierdolony.
- A jeśli nie?  - położył mi ręce na biodrach i zaczął kręcić kółka na mojej skórze. - Izzy, ty chcesz tabletki, czy chcesz mnie zgwałcić? - spytałam.
- Jak mi nie dasz tabletek, to tym drugim też się zadowolę.- pocałował mnie w policzek i włożył ręce pod moją koszulkę. Nie dość, że lizus to zboczeniec. Wyplątałam się z jego uścisku i podałam mu leki.
- Masz i mnie nie molestuj. - uśmiechnął się zadziornie i wziął 6? tabletek popijając butelką wody. Wróciłam do naleśników. Kiedy były już wszystkie postanowiłam obudzić chłopaków. Zaczęłam od Stevena. Wystarczyło go lekko szturchnąć i wspomnieć o jedzeniu, żeby wstał i poleciał do kuchni. Potem Rudy z Duffem. Niechcący z rzuciłam Axla na podłogę. Ale poskutkowało. Jak przyjebał swoją zajebistą dupą o podłogę to narobił tyle hałasu, że i blondyn się obudził.
- Oo, czuję naleśniki. - mruknął Duff i zniknął. Rudy obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem, ale zaraz pobiegł do kuchni. Nikki'emu wystarczyło zabrać butelkę, żeby zerwał się z krzykiem " GDZIE MOJE DZIECKO?!''
- Sixx, zamknij mordę, bo chce spać. - odezwał się Tommy.
- Jako dobra kobieta, chcę powiedzieć, że powiedzieć, że w kuchni są naleśniki, ale Gunsi zaraz je zeżrą. Radzę się pośpieszyć. - Tommy klęknął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
- Kobieto, ożeń się ze mną i rób śniadania codziennie rano, a będę cię kochał do końca życia. - powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami. Zaczęłam się śmiać. Właśnie oświadczył mi się Tommy Lee, a ja śmieję się jak pojebana.
- Nie ożenię z tobą Tommy. A teraz wypierdalać do kuchni w podskokach. - wyszłam na korytarz w poszukiwaniu Slasha i Vince'a. W trzech pierwszych pokojach nie było nikogo. Czwarty. Zapukałam. Cisza. Otwieram. Slash nagi, leży przytulony do gitary i głaszczę ją. O boże. Zamknęłam jak najszybciej drzwi, bo głupio mi się zrobiło. W piątym pokoju zastałam Vince'a, który nie spał, tylko patrzył się w okno.
- Dzień dobry - powiedziałam wesoło siadając obok niego. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Cześć. Co tutaj robisz?
- Zastanawiałam się czy żyjecie i przy okazji was dokarmiam.
- Żyją?
- Wszyscy. Wpierdalając naleśniki.
- To chodźmy- wstał i wziął mnie za rękę. O boże, boże, boże. Kisiel w gaciach.
- Fajna koszulka. - powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na nią. Vince Neil. Super. Zarumieniłam się lekko nic nie mówiąc.  Weszłam do kuchni puszczając jego dłoń.
- NA HENDRIXA! STEVEN! SLASH!- stanęłam jak wryta. Popcorn przykleił sobie naleśnika posmarowanego nutellą do dywanu na klacie, a Slash malował mu na nim coś dżemem.  Jak dzieci. Zostawić samych to się pozabijają i pozjadają. Usiadłam obok McKagana zabierając mu jedzenie.
- Duff czemu spałeś z Axlem bez spodni? - spytałam.
- Nie wiem. Rudy, pamiętasz? - spytał. Wiewióra wzruszyłam ramionami. Chyba jednak nie chce widzieć. Dokończyli śniadanie o 16  i Motley poszli do domu. Nagle poczułam się strasznie zmęczona.
- Chyba, ja też już pójdę.- powiedziałam.
- Nie, nie, nie . Czekaj. - podbiegł do mnie Slash. Wyglądał prze zabawnie. Jakby trochę spanikowany. - Opowiadaj jak w szkole. - westchnęłam i oparłam głowę o ramię Izyy'ego siedzącego obok.
- W klasie jest pełno pustaków i kretynów. Jest tylko jedna Michelle, z którą się dogaduje. Uwielbia was. Myślę, że przeżyje w tej szkole.
- Jak ci się podobał koncert? A Motley Crue? Jak ci się mieszka? Może potrzebujesz pomocy? - zaczął Slash.
- Głowa mnie boli. Nie chce mi się gadać. Masz może jeszcze moje tabletki Izzy? 
- Nie. Zeżarte.
- Szkoda. - przykleiłam się do czarnego i zamknęłam oczy. Nic mi się nie chce. Poszłabym spać. Muszę lekce odrobić. I mam iść do Sebastiana. Ale mam jeszcze czas. Lekcje się spisze. Mam czas. I zasnęłam przytulona do rytmicznego. Po pewnym czasie obudziłam się. W domu było całkiem cicho. Slash zniknął, Steven, Duff i Axl również. Dalej obejmowałam Izyy'ego, który głaskał mnie po plecach. Spojrzałam na niego nieśmiało, bo było mi głupio, że leżałam na nim, bóg wie ile czasu. Uśmiechnął się.
- Przepraszam Izzy. Mogłeś mnie rzucić czy coś. Pewnie miałeś jakieś ważne sprawy, a ja zrobiłam sobie z ciebie poduszkę. - powiedziałam.
- Nic się nie stało. Pewnie poszedłbym na dziwki, a tak to zachowałem kasę.
- Która jest godzina?
- 18. - wstałam i zaćmiło mi się przed oczami.
- Już pójdę. Dzięki Jeff. - zabrałam plecak i skierowałam się w stronę drzwi.
- Cześć Słonko. - przytulił mnie mocno - Uważaj na siebie.
- Będę- i wyszłam. Słonko?! Izzy ćpiesz?  Wróciłam do domu. 18:20. Zdążę. Poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Od razu lepiej. Ubrałam się i poszłam do mieszkania nr 84. Otworzył mi chłopak z koczykiem od ucha do nosa.
- BAAAAAAAAAZ! - wydarł się wgłąb mieszkania mój widok. - Rachel jestem.
- Isabella.
- Zapraszam - otworzył szeroko drzwi przypierdalając nimi w ścianę.
- Cześć Bella - usłyszałam Sebastiana. Ach, ten głos.
- Hej. - przytulił mnie - Uratowałeś Roba?
- Tak. Tam siedzi - zobaczyłam chłopaka z całymi zabandażowanymi rękoma. Wyglądał jakby się pociął żyletką i chciał to ukryć.- Dalej jest Scotti i Dave. A Rachela poznałaś. - pomachałam im z szerokim uśmiechem. Wydawali się fajni. Rob poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam.
- Dzięki za bandaż. Jak byś go nie miała to bym się wykrwawił na śmierć i umarł. Chyba....
- Zrobiłam dobry uczynek. Już widzę siebie na Straiway to Heaven. Stoję na pierwszym schodku z napisem ''bandaż dla Roba''. - moje spostrzeżenie zostało skomentowane wybuchem śmiechu. Zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że mają zespół Skid Row. Opowiedzieli trochę o sobie. Ja również. Ominęłam tylko fakt o Slashu.
- Zagrajcie mi coś? - popatrzyłam na nich pytająco.
- OK. Zbierać dupy! - zawołał Rachel.
- Po co?
- Do pokoju z perkusją słoneczko.
- Aaaaaaa .- weszliśmy do niego.
- To co gramy?- spytał Scotti.
- 18&life.-odparł Bach. I zaczęli. Bardzo fajne. Trochę może jakby balladowe. Smutne. I wtedy Baz zaczął śpiewać. Byłam zachwycona i oszołomiona jak usłyszałam Axla. Ale to co prezentował Seba było lepsze. Jeśli od słuchania Rose'a był orgazm to czym było uczucie towarzyszące słuchaniu Sebastiana. Magia większa niż Gunsi. Skończyli, a ja stałam z otwartymi ustami gapiąc się na Baza.
- Bella, zamknij usta bo wyglądasz mało inteligentnie - powiedział Snake. Pomogłam sobie dłonią.
- Słyszałem, że nasz Sebastian potrafi doprowadzić kobietę do orgazmu samym głosem.- powiedział Bolan z uśmiechem.
- Dobrze słyszałeś.- odparłam. - To. Było. Kurwa. Zajebiście. Kurwa. Magiczne.
- Dzięki - mrukną Baz.
- Która godzina? - spytałam. Jeszcze te pieprzone lekcje.
- 23 - usłyszałam Scottiego.
- Co? Chyba żartujesz!
- Nie. Jest 23:14.
- No pięknie. Lekcje miałam odrabiać.Cóż...
- To nie będziesz ich miała. Problem rozwiązany. Wujek Rachel zawsze dobrze doradzi- powiedział Bolan.
- Dzięki. To wspaniała rada! - uniosłam kciuki w górę.- Wracam do siebie. - przytuliłam Snake'a, Scotti'ego, Roba'a, Rachel'a i Sebastiana. Ten ostatnio musnął mnie w policzek. O matko! Dobrze, że mnie trzymał bo bym się przewróciła.
- Do zobaczenia.
- Odprowadzić cię?- zaoferował się Wujek Rachel dobra Rada.
- Myślę, że trafię do drzwi na przeciwko.
- Jak chcesz. A mogłaś spędzić noc z taki przystojnym i seksownym facetem jak ja. - zataczając się ze śmiechu wróciłam do siebie. Próbowałam odrabiać lekce, ale skończyło się na tym, że zasnęłam przy biurku.



Erin
________________________________________________________________________
Oł, to też jest długie. ;)























piątek, 19 kwietnia 2013

Angel down 3

Dla mojej niesamowitej koleżanki Kasi.
Przepraszam za błędy jeśli będą.



Obudziłam się na miękkim łóżku w nieznanym mi pokoju. Kurwa, gdzie ja jestem? Zamknęłam oczy, wsadziłam łeb w poduszkę i zaczęłam sobie przypominać dzień wczorajszy. Pogrzeb, pakowanie, Michie, droga do L.A., moje mieszkanie, Hellhouse i Steven. No właśnie, gdzie jest Steven? Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Obok go nie było, pod też nie, więc pewnie jest w innym pokoju. Poszłam do salonu i zobaczyłam jego kudły na kanapie, a potem resztę. Spał. Wyglądał kurewsko uroczo a takim rozmarzonym uśmiechem. Wróciłam do pokoju i wyjrzałam przez okno. Nic kurwa ciekawego. Same bloki i apartamentowce. Wzięłam z torby, bo jeszcze nie zdążyłam się rozpakować, czarne szorty i koszulkę Ramones. Przeszłam po ciuchu przez salon i weszłam do łazienki. No tak, nie mam tu żeli pod prysznic, szamponów, balsamów, odżywek, kremów, kosmetyków. Trzeba iść na zakupy. Na tyle ile mogłam umyłam się i wyjęłam z plecaka pastę i szczoteczkę do zębów. Chociaż tyle. Kiedy skończyłam nawet nie szłam do kuchni szukać jakiegoś żarcia, bo go nie było, bo niby skąd. Wzięłam portfel, założyłam trampki i wyszłam z domu. Łaziłam trochę po okolicy w poszukiwaniu sklepu i nareszcie znalazłam. Kupiłam kilka bułek, nutellę, herbatę, jajka, masło, mąkę, cukier, wodę, mleko i kawę. Mam nadzieję, że mam w domu talerze. Wróciłam dość szybko do domu bo nie musiałam go szukać. Popcorn dalej spał, więc najciszej jak umiałam wzięłam się za robienie naleśników, bo była to jedna z niewielu rzeczy jakie umiałam robić dobrze. O! Są patenie i robot kuchenny, a nawet talerze. Wszystko kurwa. Usmażyłam kilka naleśników i cudowny zapach rozniósł się po całym mieszkaniu. Po chwili zauważyłam Stevena wchodzącego do kuchni.
- Cześć - uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam kawę.
- Cześć - odpowiedział i złapał jednego z upieczonych naleśników. Wczoraj przegadaliśmy całą noc i ostatnie co pamiętam to to, że siedziałam na kanapie zasypiając. Ten chłopak jest zajebisty, cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy. Może czasem gada trochę głupoty, ale lepsza nie jestem.
- Stevie, powiesz mi jak to się stało, że zasnęłam na kanapie, a obudziłam się w łóżku? - spytałam unosząc brew.
- Ja cię tam zaniosłem. - odpowiedział jakby trochę zakłopotany. Wybuchnęłam śmiechem bo jego mina była bezcenna i przy okazji spaliłam naleśnika. Opanowałam i dokończyłam robienie śniadania. Przenieśliśmy się do jadalni i zjedliśmy to co zrobiłam.
- Co dziś robisz? - spytał Popcorn.
- Muszę się rozpakować i udać na zakupy, bo nie mam się czym myć. A Ty i chłopaki? - odpowiedziałam.
- Do południa zazwyczaj leczymy kaca, potem jakaś próba i koncert. Dziś gramy w Rainbow. Może przyjdziesz?
- Mam 17 lat, nie wpuszczą mnie.
- Jakoś cię przemycimy. Wejdziesz Slashowi do cylindra, albo coś. Ewentualnie wejdziemy tylnym wejściem - odpowiedział, a ja znowu zaczęłam się śmiać. Skończyliśmy jeść i Steven poszedł do Hellhouse. Pozmywałam, zabrałam plecak i udałam się w poszukiwaniu sklepów. Znalazłam muzyczny i weszłam do niego bo nie mogłam się powstrzymać. Kupiłam płytę Aerosmith i koszulkę z Hendrixem. Pochodziłam jeszcze po ulicach Miasta Aniołów i znalazłam. Centrum handlowe czy coś. Weszłam do drogerii. Zaopatrzyłam się we wszystko co było mi potrzebne i wróciłam do domu. Rozpakowałam torbę i kartony. Jest zajebiście. Mój pokój wygląda cudownie. Wszędzie plakaty i zdjęcia. Włączyłam Zeppelinów i położyłam się na łóżku. Dziś sobota, super. Ale w poniedziałek muszę iść do szkoły. Załatwiłam sobie szkołę jeszcze w Vegas. Tak mi się nie chce. Jestem w drugiej klasie liceum. Jeszcze półtora roku, a potem koniec. Mogę robić co chcę. Co prawda mam studia, ale nie muszę na nie iść. Ale jak będzie w tej szkole. Pewnie trafię na klasę jakiś niedorozwojów i nie będę się z nikim kolegować. Taki los odmieńca. Ale z drugiej strony to pieprzone L.A. Tu jest przecież pełno ludzi takich jak ja. Ale większość to ćpuni i alkoholicy. Chyba nie chcę być narkomanką. Ilu ludzi się przez to stoczyło. Na Szatana, jakie to pesymistyczne. I tak umrę, więc co za różnica czy od ćpania czy śmiercią naturalną?! Dobra, Izz, skończ już rozmyślać nad życiem bo do niczego mądrego nie dojdziesz.  Wstałam z łózka, złapałam plecak, trampki, wyszłam z domu i zamknęłam drzwi. Usiadłam na schodach i zaczęłam zakładać trampki. Z mieszkania obok wyszło dwóch chłopaków. Jeden cholernie wysoki, ale niższy od Duffa, z najpiękniejszymi włosami jakie widziałam, a drugi też wysoki  z taki fajnym kolczykiem od ucha do nosa. Uśmiechnęli się do mnie po czym jak pojebani zbiegli po schodach wyzywając się od kutasów itp. Zawiązałam sznurówki i udałam się do Hellhouse.Stevie mówił, że grają dziś koncert więc mam nadzieję, że ich zastanę w tak zwanym domu. Weszłam i usłyszałam, że coś grają. Stanęłam w progu jakiego dużego pokoju, który był chyba salą prób. Cholera, byli niesamowici. Tak doskonale się uzupełniali. Magia. Steven z zacieszem napierdalał w bębny. Slash był w innym świecie, tylko On i gitara. Izzy lekko na uboczu, był całkowicie skupiony na tym co robił. Duff miał luźno wiszący bas i grał jakby od niechcenia. A Axl. Coś wspaniałego. Biegał, krzyczał, skakał, tańczył, jęczał, wił się i śpiewał. Ale jak. Głos nie z tej ziemi. Orgazm od samego słuchania Razem brzmieli fantastycznie. Nie zauważyłam kiedy skończyli. Stałam tam z otwartymi ustami i zachwytem wymalowanym na twarzy. Ktoś zaczął mi machać ręką przez oczami.
- A może nie żyje? - usłyszałam Stevena.
- Bella ! - krzyknął Slash
- Co?
- AAAA! ZOMBIE! - wydarł się Adler i uciekł.
- Dupek - mruknął Duff śmiejąc się.
- Cześć - przywitałam się - Słyszałam, że gracie dziś koncert.
- No, w Rainbow. Właśnie mieliśmy wychodzić. Idziesz? - spytał Duff.
- Chyba jesteś za młoda - wtrącił się Rudy.
- Jak to powiedział Steven schowam się w cylindrze Slasha, ewentualnie wejdę tylnym wejściem - odparłam z szerokim uśmiechem. Chyba się z Axlem nie polubiliśmy. Ma zejebisty głos, co nie zmienia faktu, że zachowuje się jak kutas.
- Dobra to idziemy. Trzeba jeszcze tylko Popcorna wyciągnąć spod łóżka - powiedział Izzy i zniknął za drzwiami jednego z pokoi. Droga na Sunset minęła w dość dziwnej atmosferze. Axl dziwnie się patrzył. Steven upierał się, że jestem zoombie. To miał być ważny koncert bo w klubie miało być sporo ludzi z wytwórni. Wszyscy byli spięci. Weszliśmy tylnym wejściem i poszliśmy do garderoby.  Duff, Slash i Izzy zaczęli coś brzdąkać na gitarach. Steven gdzieś zniknął, a Rudy próbował tapirować włosy. Prędzej je wyrwie niż natapiruje. W końcu zrezygnowany odłożył grzebień i zrobił obrażoną minę. Wyglądał gorzej niż ja rano.
- Pomóc ci? - spytałam podchodząc do niego. Spojrzał na mnie wrogo, ale potem kiwnął głową. Kiedy skończyłam weszła jakaś kobieta mówiąc, że mają zaczynać.
- Dzięki - mruknął Rudy i razem z resztą wyszedł na scenę. O kurwa! No nie wierze, szanowny kurwa pan Rose mi podziękował. Tyle wygrać. Czuję się zaszczycona. Także wyszłam i usiadłam sobie przy barze. Zagrali jeszcze lepiej niż na próbie. Wkładali całych siebie w grę. Publiczność była niesamowita. Śpiewała wszystkie refreny. Coś niesamowitego. Po godzinie Guns n' roses zeszli ze sceny, a ja zaczęłam się rozglądać za wolnym stolikiem.
- Chodź - Slash pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy do stolika w koncie klubu gdzie siedzieli już chłopcy z różnorodnymi alkoholami. Usiadałam między Duffem, a Popcornem. Żyrafa postawiła przede mną butelkę Danielsa.
- Nie piję - oświadczyłam ku ogólnemu zdziwieniu.
- To może chcesz fajkę? - spytał.
- Nie palę - to nie do końca była prawdą. Czasem zdarzało mi się zapalić, ale tylko okazyjnie. Przez następną godzinę wcale się nie odzywałam bo mi się nie chciało. Gadułą to ja nie jestem. W pewnym momencie zauważyłam groupie, które wpadły w krzyk, pisk, orgazm histerię jednocześnie. Co im kurwa? I nagle ja zobaczyłam Ich . Do pieprzonego kurwa Rainbow weszli, nie kto inny jak Motley Crue. Nie nie wierzę. Poczułam napięcie w mięśniach brzucha. Kurwa, to Motley Crue. Nikki zamówił coś u prawie rozebranej kelnerki i uśmiechnął się do niej. Brzydka była. Zauważyłam Slasha machającego w stronę Motley Crue. Tommy mu odmachał i zaczęli iść w naszą stronę. O kurwa, ja pierdolę, o kurwa. Siedziałam jak sparaliżowana. Crue przywitali się z Roses, a mi było ciężko ruszać się czy chociażby mówić. Zamurowało mnie totalnie bo nie spodziewałam się tego.
- A to moja siostra - powiedział Slash. Slash, ty chuju. Może by mnie nikt nie zauważył i bym sobie gdzieś poszła, a teraz pewnie zrobię z siebie kretynkę.
- Cześć. Jestem Isabell - uśmiechnęłam się jakoś i przywitałam z Vincem, Tommy i Mickiem : Nikki był zajęty macaniem cycków jakiejś dziw... dziewczyny. No nie wierzę. Dotknęłam moich idoli. Do końca życia się nie umyję. Slash, cofam, nie jesteś chujem.Steven gdzieś sobie poszedł, a jego miejsce zajął Vince. I nagle zapomniałam jak się oddycha.
- Przepraszam. - wstałam i wyszłam. Stanęłam przed Rainbow wyciągając paczkę Malboro. Zaciągnęłam się mocno i spokój zaczął ogarniać moje ciało i umysł.
- Myślałem, że nie palisz - to był Duff.
- Nie chciałam się przyznawać. Dziewczyna, która żuje gumę, będzie paliła. A dziewczyna, która będzie paliła będzie piła . A dziewczyna, która będzie piła. Każdy wie co będzie robiła taka dziewczyna. No i nie chciałam się przyznawać. - odparłam. Wypaliłam jeszcze 2 nie odzywając się. Wróciłam i znowu sieiałam obok Vince'a.
- Nie pijesz? - kurwa, kolejny.
- Chyba zacznę, bo usłyszę to jeszcze 20 razy.  - odparłam z uśmiechem. Teraz byłam już w miarę rozluźniona. Oswoiłam się trochę z tą sytuacją. Neil podał mi jakąś butelkę i pociągnęłam sporego łyka. Wykrzywiłam się bo było okropne.
- Co to jest?
- Nightrain. Tanie ale mocne i to chodzi.- dopowiedział mi pijany Duff. Super. nie będę ryzykować. Odstawiłam butelkę na stół. Jeszcze bym  się obudziła w nie swoim łóżku i co wtedy? Po pewnym czasie wszyscy poszliśmy do Hellhouse. Byłam całkowicie trzeźwa ale i tak leżałam na chodniku więcej niż reszta. Axl szedł pierwszy najbardziej trzeźwo i śpiewał coś zrozumiałego tylko dla niego. Potem Slash, Duff, Tommy i Nikki podtrzymując się nawzajem co wyglądało prześmiesznie. Dalej Izzy i Steve w swoim heroinowym świecie. Zauważyłam Vince'a, który wskoczył Axlowi na plecy krzycząc '' Welcome to the jungle ginger''! Wypieprzyli się i znowu wybuchnęłam śmiechem przewracając się. Rudy przeklinał, a Vince śmiał się jak pojebany. Mick, ku uciesze groupie, został w klubie. Tommy chcąc mi pomóc wstać podbiegł do mnie ale się przewrócił. I kolejny wybuch śmiechu z mojej strony. Teraz już leżałam i płakałam. Pochód zatrzymał się czekając na nas. W końcu się podniosłam i pomogłam wstać mojemu ulubionemu perkusiście. Być tak blisko z Tommym Lee. Tyle wygrać. W końcu doszliśmy do Piekielnego Domu, ale zajęło nam to godzinę. Tam pojawił się kolejny alkohol i narkotyki. Dalej zachowałam trzeźwość. Będę miała wspaniałe wspomnienia. Popcorn siedział w durszlaku na głowie i napierdalał pałeczkami w garnki. Dołączył się do niego Tommy i wyglądali jak dzieci, pomijając fakt, że byli pijani i naćpani. Duff z Nikkim dalej pili. Izzy gapił się w ścianę kiwając się w rytm tylko jemu znanej melodii. Slash siedział, chyba spał, ewentualnie umarł. Axl zniknął w swoim pokoju bo się obraził na Vince'a i resztę. uparł się, zmówiliśmy i chcieliśmy go zabić. Ja siedziałam obok domniemanego mordercy Rose'a gadając z nim o muzyce, życiu, dziwkach i ziemniakach? Jak ze skrobi ziemniaczanej uzyskać energię elektryczną. Jakże ambitny i kształcący temat.
- Idę zapalić - wyszłam i usiadłam na schodkach przed domem rozkoszując się chłodnym nocnym powietrzem. Za chwilę dołączył do mnie mój towarzysz rozmowy. Usiadł i wyciągnął paczkę Malboro częstując mnie.
- Mas ogień? - spytał. Podałam mu zapałki. Po chwili zaciągałam się trującym dymem nikotynowym.
- Chuja, ale zimno. - mruknęłam. Niby ciepłe i słoneczne L.A. W dzień w koszulce za gorąco, ale w nocy się nie sprawdza. Poczułam, że Vince mnie lekko do siebie przytula. O kurwa, orgazm. Spotkałam Motley Crue co było moim marzeniem, a do tego siedzę z jednym z moich ulubionych wokalistów paląc i przytulając się do niego. Boska interwencja. Jak być szczęśliwym? 1) Wyjedź to L.A. 2) Miej brata Slasha. Siedziałam tak jeszcze chwilę będąc prawie najszczęśliwszą osobą na świecie. Przez tę noc zapomniałam czemu w ogóle się tu znalazłam. Nie chciałam o tym teraz myśleć.
- Wracamy sprawdzić czy reszta żyje? - spytał Vince. Kurde, mam za jeden dzień szkołę. Muszę wszystko jutro ogarnąć, a nie spać.
- Ja chyba muszę już iść do domu. - wymamrotałam. Staliśmy patrząc sobie w oczy. Pachniał nikotyną, whiskey i męskimi perfumami. Musnął moje wargi swoimi. Kolejny orgazm.
- Muszę już iść. Do zobaczenie kiedyś - powiedziałam.
- Do zobaczenia Bella. - i odeszłam. Musiałam już iść.Gdybym została wylądowałabym z nim w łóżku. Nie żebym nie chciała, ale trochę młoda jestem i tak pierwszy raz. Potraktowałby mnie jak kolejną dziwkę, a dla mnie było by to dość ważne przeżycie. Później będę żałować bo druga taka okazja może się nie powtórzyć.




Erin.
______________________________________________________________________________
Oł, jakie to długie.























czwartek, 18 kwietnia 2013

BÓG JEST DOBRY!

  NIE MAM JUŻ KARY!
Przyniosłam wczoraj szósteczkę ze sprawdzianu i kara się cofnęła. boska interwencja. ;)

A więc wracam do dodawania rozdziałów w soboty.

środa, 17 kwietnia 2013

Angel down 2

Wbiłam się na komputer, bo nikogo nie było w domu, ale kara dalej aktualna więc żadnej regularności proszę się nie spodziewać.
Jeśli macie pomysły to proszę o komentowanie bo mi smutno, że się wysilam, a nikt mi nie komentuje. No ale do niczego nie będę zmuszać, ale byłoby miło.
o kurwa! Już ponad 1000 wyświetleń. Dziękuję bardzo. Sikam ze szczęścia.
Enjoy. 


Dziś pogrzeb. Trudno mi się podnieść z łóżka.Trudno mi się ruszyć. Ale muszę. Muszę tam iść. Pożegnać rodziców i zacząć nowe życie. Wygrzebałam się z łózka i spadłam na podłogę.
- Kurwa! - mruknęłam wstając i idąc do szafy. Wyjęłam czarne rurki i czarną koszulę. Nie umalowałam się bo po co, jeżeli i tak będę płakać. Zeszłam do kuchni i zastałam Slasha siedzącego nad kubkiem kawy.
- Cześć - powiedział Slash uśmiechając się nieśmiało.
- Hej. Wyspany? - spytałam wstawiając wodę na herbatę.
- Tak, moja pierwsza noc od kilku miesięcy bez wypicie butelki albo pięciu  Danielsa.
- Ciekawe. Dziś jedziemy? - zdecydowałam przeprowadzić się do Los Angeles i sprzedać ten dom.
- Jak zdążysz się spakować to tak - odpowiedział. Usiadłam obok niego pijąc herbatę. Przesiedzieliśmy w ciszy godzinę, aż nadszedł czas wychodzić. Ceremonia odbyła się na cmentarzu, w towarzystwie najbliższych przyjaciół rodziców. Nikt w okolicy nie wiedział o tym co się stało. Nie chciałam żeby każdy mi współczuł i na każdym kroku pytał jak się czuję. Po prostu wyjadę nic nikomu nie mówiąc. Szczerze to gówno pamiętam z tego co się działo na pogrzebie, cały czas płakałam przytulając się do Slasha. Wróciliśmy do domu i od razu poszłam pakować się. Jeden karton pełen książek, drugi z płytami i kasetami, torba z ciuchami, karton z ciuchami, karton z niczym konkretnym i plecak z notesem, koszulką The Cure, podartymi rurkami i bielizną. Zniosłam wszystko na dół i ustawiłam koło drzwi. Potem udałam się do sypialni rodziców.
 Pamiętam jak w niedzielne poranki kiedy byli w domu przybiegałam do nich i właziłam do łóżka dotykając ich moimi zimnymi stópkami. Oni udawali, że śpią, a ja się przytulałam do mamy żeby spać z nimi, a wtedy oni krzyczeli BU! a ja się darłam przestraszona, apotem z nimi śmiałam. Uwielbiałam te dni kiedy cały czas spędzaliśmy razem. Wzięłam biżuterię mamy i zegarki taty. To były pamiątki po dziadkach. Nie mogłam ich zostawić. Spakowałam do plecaka i już nigdy nie weszłam do sypialni rodziców.Zeszłam do salonu w celu zabrania albumów ze zdjęciami z komody. Przeglądałam je pakując do kartonu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ściszyłam Kissów i poszłam otworzyć. Zobaczyłam osobę, której spodziewałabym się mniej niż zoombie rodziców. Otworzyłam szeroko gestem zapraszając gościa i wracając do albumów.
- Cześć Izz - odezwała się w końcu Michelle. Zignorowałam ją kompletnie. Po ostatniej kłótni stwierdziła, że nie chce utrzymywać z nią kontaktu bo nie jestem jak wszyscy. Nie to nie, łaski, kurwa, bez.
- Bells, co Ty robisz? - zapytałam po kolejnej chwili milczenia patrząc na kartony i torby obok drzwi. - Wyjeżdżasz gdzieś?
- Gówno cię to obchodzi. Może tak, a może nie.- odpysknęłam. Kurwa, naprawdę nie miałam ochoty na spotkanie z nią.  Rozdrażniała mnie tylko i teraz będę ciskać we wszystko piorunami.
- Bella, ty chyba żartujesz. Jest środek roku szkolnego. Co ty odpierdalasz?
- Po co tu przyszłaś?
- Nie było cię kilka dni w szkole i chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku. I ... trochę brakuje mi rozmów z tobą.- to ostatnie wyszeptała. Prychnęłam tylko i wrzuciłam kolejny album to kartonu. To już wszystko.
- Wiesz gdzie są drzwi. Spierdalaj. - powiedziałam patrząc jej prosto w smutne oczy. Pewnie przez takie moje zachowanie tak często się obrażała. Chuj mnie to obchodzi. Nie będę się zmieniać bo ona tak chce. Odwróciła się i wyszła trzaskając drzwiami. Uśmiechnęłam się podle i pogłosiłam  muzykę. Tak, wiem zachowuję się jak zimna suka. Czasem się za to nienawidzę, ale częściej sprawia mi to przyjemność, albo mam to dupie. Usidłam na kanapie, zastanawiając się gdzie jest Slash. Dziś wyjeżdżam do Los Angeles i zaczynam nowe życie. Trudni mi będzie zostawić ten dom, ale trudno będzie mi w nim żyć. Z każdym miejscem wiążą się wspomnienia. Po pewnym czasie wrócił Saul. Nie miałam pojęcia gdzie był i po co, ale ważne, że już jest i możemy jechać.
- Gotowa? - spytał
- Tak.- odpowiedziałam i wstałam, biorąc torbę i zanosząc ją do garażu . W garażu stały dwa samochody, które też należały do mnie. Stwierdziłam, że zabiorę czarnego Mustanga, a BMW sprzedam. To znaczy Tom sprzeda, bo mnie już tu nie będzie. Spakowaliśmy wszystkie rzeczy, które cudem się zmieściły. Ostatni raz weszłam do mojego pokoju i sprawdziłam czy wszystko zabrałam. wyszłam z domu i oddałam klucze Tomowi i jego żonie Selenie, którzy przyjechali pożegnać się ze mną. W końcu wsiadłam do samochodu i udałam się w drogę do Loa Angeles. Slash prowadził bo miał prawo jazdy. Nie wiem skąd, ale miał. Po 5 godzinach byliśmy na miejscu. Miasto mnie kurwa zachwyciło. Było tak jak sobie wymarzyłam. Po prostu cudownie. Wyjęłam karteczkę a adresem i pojechaliśmy tam. Slash trochę mi opowiedziała i mieście i okolicy, do której jeździmy. Dowiedziałam się, że będę mieszkać dwie przecznice od Sunset. Zaparkował na parkingu pod wieżowcem. O kurwa, to ma ze 20 pięter, jak nie ma windy to umrę. Wzięłam mój plecak i torbę z ciuchami, a Slash karton z płytami. Tak! Była winda. Okazało się, że mam mieszkanie na 6 piętrze. Otworzyłam drzwi z numerem 85 i zobaczyłam pięknie urządzone mieszkanie.  Dosyć spora kuchni była połączone z jadalnią i utrzymana w odcieniach beżu. Potem był nie wielki czarny salon, dużą kanapą i białymi logami moich ulubionych zespołów. Obok były dwa pokoje. Jeden ciemno fioletowy, a drugi czerwono-czarno-biały. Ten będzie mój. Wrzuciłam tam torbę i poszłam zobaczyć łazienkę. Dosyć mała ale prysznic zajmował połowę i był wyłożony czarnymi płytkami. Cudownie tu.
- No nie źle cię urządzili.- powiedział Slash stając w drzwiach łazienki.
- Podoba mi się tu bardzo. Chodź po resztę rzeczy. - Naprawdę się cieszyłam, że już tu jestem. Nareszcie. Mam gdzie mieszkać. Jeszcze się uczę, więc nie martwię się o pracę i mam pieniądze na życie. Ale chyba się trochę martwię. Tak po prostu. Czuję się trochę nie pewnie. Nikogo tu nie znam. A jak trafię na nie odpowiednie towarzystwo. Jakoś to musi przecież być. Zrobiliśmy jeszcze dwa kursy góra-dół i wszystkie moje rzeczy były w mieszkaniu. Moim i tylko moim cudownym mieszkaniu. Była godzina 19. Dosyć wcześnie ale byłam dziwnie otępiała. Wypadałoby się rozpakować, ale nie chciało mi się.
- To teraz idziemy do mnie, bo muszę cię przedstawić chłopakom. - zawołał Slash. Pojebało go? Wyglądam jak dziecko opuszczone przez boga, a on chce mnie ciągnąc przez Miasto Aniołów.
- To musi być koniecznie dziś? - zawyłam.
- No, a kiedy? Oni nic nie wiedzą. Ubieraj się. - powiedział i zaczął zakładać glany.
- Daj mi 20 minut. - wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam jasne szorty i koszulkę The Cure.Wyszliśmy na ulice LA. Powietrze było przesycone zapachem spalin i benzyny. Mimo to głęboko się nim zaciągnęłam i pożałowałam bo zaczęłam histerycznie kaszleć. Mądre, bardzo mądre Izzy. Slash zaczął się chichrać jak pojebany. Przewrócił się i leżał na chodniku śmiejąc się. Ludzie przechodzili i dziwnie się na to patrzyli. W końcu mój kurwa wspaniały brat się uspokoił i poszliśmy dalej. Po 10 minutach usłyszałam:
- Zapraszam do Hellhouse .
- Trafiona nazwa - mruknęłam patrząc na rozpierdalający się garaż/dom. Weszliśmy do środka i udaliśmy się do tak zwanego salonu. W tle nie zbyt głośno lecieli Zeppelini. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ich muzyka zawsze poprawiała mi humor.
- Sie macie tępe chuje - wrzasnął Slash i skoczył na plecy chłopakowi z bujnymi blond kłakami.
- Ałaaaa! Slash, kutasie! - wydarł się po czym uśmiechnął się szeroko.
- Gdzieś ty był kretynie. My cię kurwa od 3 dni szukamy. Co ty sobie kurwa wyobrażasz. Tak sobie nagle znikasz nic nie mówiąc. Już myślałem, że będę musiał szukać nowego gitarzysty. - wywrzeszczał rudy chłopak.  Na kanapie siedział w chuj wysoki blondyn,popijał jakieś tanie wino i gapił się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, na co odpowiedział mi tym samym..  Obok z gitarą, kartką i ołówkiem siedział chłopak z czarnymi włosami, który jakby nie usłyszał wrzasków Rudego.
- Oooo, przyprowadziłeś dziwkę - Rudy objął mnie ramieniem i złapał za dupę.
- Spierdalaj - rzuciłam z siebie jego łapy.
- To moja siostra Axl. - powiedział Slash. Teraz cała uwaga była skupiona na mnie. Nawet czarny podniósł głowę. A więc Rudy to Axl. Kurwa, kto to wymyślił. Axl? Ja pierdole. Jakie pojebane.
- To ty masz siostrę? - wysoki z kanapy.
- Jak widać.- opowiedział im o wszystkim. Jak mówił o śmierci rodziców to kilka łez spłynęło po moim policzku. Uśmiechnięty blondyn przytulił mnie i rozryczałam się jak dziecko. Chwilę zajęło mi ogarnięcie się ale udało się. Na szczęście nie malowałam się więc nie miałam czarnych plam na oczach i policzkach.
- Ok? - spytał blondyn. Przypominał mi trochę urocze dziecko, które za szybko urosło. Pokiwałm tylko głową.
- To jest Steven Popcorn, ruda wiewióra to Axl , alkoholik na kanapie to Duff, a z gitarą to Izzy. - przedstawił mi ich Slash. Duff mi pomachał, a Izzy, Jeffrey, znowu był zajęty kartką, na której coś zawzięcie pisał.
- Jestem Isabell, ale wolę Bella. Do czasu było Izzy, ale teraz chyba zrezygnuję. - spojrzałam nie śmiało na Jeffa.
- Spoko, może być dwóch Izzy'ch, ale to chyba męskie - w  końcu się uśmiechnął. Na Hendrixa! Ale jest cudowny. W sumie to każdy z nich wyglądał co najmniej jak bóg seksu. Ale nie ważne.
- No to co? - wzruszyłam ramionami. Usiadłam sobie na oparciu kanapy obok Duffa i słuchałam jak rozmawiali. Potem Izzy oświadczył z triumfem, że nareszcie skończył piosenkę. Zaczęli coś pogrywać na gitarach, a Axl zaczął skrzeczeć. Imię to ma po pieprzone, ale jaki głos. Coś niesamowitego. Około 22 stwierdziłam, że muszę wracać do domu. Wstałam, pożegnałam się ze Slashem i poszłam. Wyszłam z Piekielnego domu i usiadłam na schodkach przed nim. Powietrze było przyjemnie chłodne. Usłyszałam otwierające się drzwi i zobaczyłam Stevena. Wyszczerzyłam się do niego. Jego uśmiech jest zaraźliwy.
- Jak chcesz to cię odprowadzę - powiedział.
- Jak ci się chcę to chodź. - wstałam i ruszyłam w stronę domu. Czuję, że chyba nie bardzie tak źle jak się obawiałam.





Erin.
___________________________________________________________________________
Przepraszam za błędy. Chciałam to dodać już dziś ale nie miałam czasu, żeby sprawdzić.
















sobota, 13 kwietnia 2013

The Versatile Blogger Award

Za chuja nie ogarniam tego, ale mniejsza z tym.
To chyba nic złego, więc dziękuję za nominację Hannie McKagan, chociaż uważam, że to co piszę nie jest najlepsze. Znam dużo lepszych blogów, ale czuję się dowartościowana.

A więc trzeba nominować, ale trudno wybrać te siedem.
1. http://hey-you-caugh-me-in-a-coma.blogspot.com/
2.  http://sweet-fucking-child.blogspot.com/
3. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
4. http://only-love-can-save-you.blogspot.com/
5. http://theres-nothing-to-worry-about.blogspot.ie/
6. http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/
7. http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com

 A teraz 7 faktów/ciekawostek , trudno będzie.
1. Wychowałam się słuchając takich zespołów jak: Rammstein, AC/DC, Metallica, Pink Floyd i U2.
2. Nienawidzę ludzi.
3. Nie lubię hałasu robione przez tłum ludzi.
4. Nienawidzę dzieci i pudli, jak je widzę to chce je zabić.
5. Czytam horrory, po czym budzę się w nocy bo się boje i mam koszmary, i zaczynam czytać ten horror dalej.
6. Panicznie boję się klownów, pomarańczowych pomponów, lodówek i kanałów.
7. Moim marzeniem jest mieszkać w L.A. i spotkać Sebastiana Bacha.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Ogłoszenie parafialne

W związku z tym, że wczoraj miałam zebranie dostałam kare na komputer i nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział.
Przepraszam

wtorek, 9 kwietnia 2013

Angel down 1

Mała poprawka, Isabella ma 17 lat, a Slash 19 chociaż powinien mieć 18.


- Tak - odparłam lekko zdziwiona. Przecież niczego nie spaliłam ani nie ukradłam więc czego chce ode mnie policja.
- Nazywam się John Smith, a to pani Kate Brown. Możemy wejść- spytał.
- Proszę. - otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam gości do salonu. Gadali coś tam chwil eo jakiś pierdołach, nawet ich nie słuchałam. Coś tam o jakimś wypadku i ta Brown jest z opieki coś tam. A chuj mnie to obchodzi.
- (...) pani rodzice zginęli w tym wypadku. - skończyła kobieta.
- Co kurwa?! - no chyba sobie żartują. Moi rodzice zaraz wrócą i przeproszą, że tak późno wrócili nie informując mnie o tym, a potem zaczną robić jakąś zieloną sałatę na kolację. To kurwa nie możliwe co oni pierdolą.
- Przykro mi, ale niestety to prawda. - powiedział z powagą facet w mundurze. Usidłam na kanapie i zaczęłam płakać. Siedziałam tak kilka minut, aż usłyszałam, że przyszedł ktoś jeszcze. Bliski przyjaciel rodziców z pracy jak i poza nią. Wujek Tom. Jak byłam mała zabierał mnie na kucyki i do wesołego miasteczka. Przytulił mnie i usłyszałam, że on też płacze. Czyli to prawda. Okrutna i straszna ale prawda. Czyli już nigdy nie pokłócę się z nimi o to, że mam nieodpowiednią koszulkę do szkoły, o to, że wcale się nie uczę tylko spotykam się z Michie, o to, że wracam za późno do domu, o to, że słucham głośno muzyki i nie sprzątam po sobie. Już nigdy. Rozryczałam się na dobrą godzinę. Siedziałam jeszcze chwilę z Tomem, ale żadne z nas nie miało ochoty na rozmowę więc poszedł sobie. Całą noc płakałam przeglądając stare zdjęcia. Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam się jakby część mnie umarła. Byłam taka pusta i samotna. Oprócz Nich i Michie nie miałam praktycznie nikogo. Żadnej ciotki, wujka( Tom sie nie liczy bo to przyjaciel, a nie bart mamy), babci. Nic. Byłam totalnie sama. Cały następny dzień przesiedziałam sama w domu, snując się z pokoju do pokoju oglądają wszystkie pierdoły rodziców. Drugiego dnia po południu przyszedł wujek.
- Cześć, jak się trzymasz Bella? - zapytał.
- Jakoś. Już trochę to ogarnęłam wszystko - odparłam cicho bo na nic nie miałam ochoty.
- Mam dla Ciebie kilka istotnych informacji.- powiedział i otworzył jakąś teczkę.- Testament.
- Słucham?
- Cały dom należy do Ciebie, na koncie rodzice zostawili całkiem sporą sumę, a do tego dojdą pieniądze z ubezpieczenia. - powiedział.
- Dobrze. Ale co ze mną będzie? Zostałam sama. Nie mam żadnej rodziny - zapytałam powstrzymując łzy.
- To jeszcze nie wszystko. Emma i Dave kupili dla Ciebie mieszkanie w Los Angeles oraz opłacili studia psychologiczne.
- O kurde. - nie wierzyłam. Przecież uznali, że to psychologi do niczego mi się nie przyda, że prawo albo medycyną to zdecydowanie lepsze kierunki. A do tego mieszkanie w LA.
- Ubezpieczenie opłacane przez Twoich rodziców gwarantuje Ci do końca 20. roku życia 4 tys. dolarów miesięcznie. Trochę jak kieszonkowe, ale musisz płacić za wodę, prąd, gaz, czynsz, jedzenie itp.
- Czego mogę się jeszcze spodziewać? Może mam jakąś zapomnianą ciotkę? - nie zaskoczy mnie już niczym.
- Masz przyrodniego starszego brata - powiedział powoli.
- No to mnie kurwa zaskoczyłeś,ups, przepraszam.- Nie mogę przy nim przeklinać. 
- Dave w młodości dobrze się bawił, i miał romans. Emma nic nie wie, że masz brata. Ty też byś sie pewnie nigdy nie dowiedziała, gdyby nie ten wypadek. Mieszka w Los Angeles, i ma 19 lat. - Nie mogłam nic powiedzieć. Totalnie mnie zamurowało. - To jego zdjęcie. - podał mi fotografię, na której był chłopak w skórzanych spodniach, koszulce Led Zeppelin i ramonesce. Twarzy prawie nie było widać bo przykrywała ją burza czarnych kudłów, zauważyłam tylko pełne usta i kolczyk w nosie. Chłopak był Mulatem. Nie jestem jakąś rasistką ale troszeczkę mnie zszokowało, że mój tata spotykał się z ciemnoskórą kobietą.
- Ma na imię Saul Hudson i gra na gitarze w jakimś zespole. Rozmawiałem z nim przez telefon wczoraj i przyjedzie tu jutro. - skończył w końcu Tom. Ja pierdolę, kurwa, nie wierzę. Odziedziczyła kupę kasy rodziców, willę w Las Vegas, mieszkanie i studia w LA, a do tego okazało się, że mam brata. Moim marzeniem jest mieszkać w LA, ale nie kosztem straty rodziców.
- Przyjadę do Ciebie jutro z Saulem. Trzymaj się - i wyszedł. Zamknęłam drzwi, zasunęłam rolety antywłamaniowe w oknach i włączyłam cicho Aerosmith.  Leżałam i myślałam. Kurwa, mam okazję wyjechać do LA i tam zamieszkać. Ale boję spotkania z bratem. A może on będzie miał mnie w dupie, tak jak mój tata jego. Przecież mógł powiedzieć, że ma syna. Na Hendrixa, czemu to wszystko tak nagle zwaliło mi się na głowę? Chcę mieć znowu 6 lat i myśleć tylko o zabawie, a nie o tym gdzie mieszkać, co zrobić z domem, a co ze studiami. A co się ze mną stanie jak Saul nie będzie chciał się mną opiekować? Przecież ma swoje życie, to po co mu młodsza siostra. W sumie to mną już nie trzeba się zajmować, ale jak on się teoretycznie nie zgodzi to wsadzą mnie do jakiejś snobowatej rodziny zastępczej. Zasnęłam na kanapie myśląc. Wstałam dosyć wcześnie, bo miałam jakieś koszmary. Wzięłam długą kąpiel, umalowałam się i ubrałam w jasne szorty i koszulkę Ramones. Włosy przewiązałam bandamką, a na ręce nałożyłam kilkanaście bransoletek z muliny i pieszczochę. Poszłam do kuchni zdając sobie sprawę, że od dwóch dni nic nie jadłam. Teraz zrobiłam sobie tylko kawę i wpieprzyłam kilka łyżek nutelli. Nic mi się nie chce. Czytałam chwilę '' Miasteczko Salem'' ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Przeraziłam się. To Tom i Saul. Zaraz wpadnę w panikę, kurwa boję się... brata! Kurwa, Isabell, opanuj się! Strzeliłam sobie liścia i poszłam otworzyć. Nie pomyliłam się.
- Cześć - mruknęłam i zaprosiłam ich do salonu.
- Jestem Saul, ale mów Slash - powiedział i lekko mnie objął.
- Slash, Slash, Slash, Slash - mówiłam do siebie różne akcentując sylaby.Fajne to. - Jestem Isabell, ale wolę Izzy, Izz albo Bells.
- Mój kolega z zespołu ma na imię Izzy. Chociaż właściwie to Jeffrey, ale zmienił na Izzy. - powiedział Slash
- Masz zespół? Jaki? - spytałam.
- Guns n' roses. Gramy rock n' rolla. Ja gram na gitarze. Kiedyś będziemy najlepsi na świecie - odparł bardzo skromnie. Siedziałam ze Slashem pewien czas o jego życiu i opowiadając mu o moim.
- Slash, bo mój tata był także Twoim i zastanawiam się czy, no bo wiesz, on o Tobie nic nigdy nie mówił i nie wiem czy mieliście jakieś kontakt, i może teraz chciałbyś dostać część pieniędzy czy coś. Ludzie tak robią, a przynajmniej w filmach. - powiedziałam gniotąc materiał mojej koszulki.
- Chyba żartujesz. Dave co urodziny przysyłał mi kartę z życzeniami i prezent. Wtedy nie wiedziałem, że jest moim biologicznym ojcem. W wieku 16 lat się dowiedziałem. Często go widywałem i trochę mi o Tobie opowiadał.- odparł.
- A zastanawiam się, bo jesteś moją jedyną hmm rodziną i jeśli nie będziesz chciał się mną tak na papierze opiekować to zabiorą mnie do rodziny zastępczej. Ale ze mną nie ma żadnego kłopotu, chodzę choć nie chętnie do szkoły i nawet się uczę, a mam już mieszkanie w L.A. i nie piję, nie stwarzam żadnych problemów.- rzekłam i wlepiłam w niego oczy.
- Jak mówiłem wiem o Tobie sporo i myślę, że nie będzie problemu żebym podpisał jakieś papiery.
- Dziękuję Slash - rzuciłam mu się na szyję. Znamy się tak naprawdę od kilku godzin, a zdążyłam go już bardzo polubić. I kurwa nie trafię do jakiejś snobiastej rodziny. Gadaliśmy jeszcze do późna, a potem zaprowadziłam go do pokoju gościnnego. Długo nie mogłam zasnąć. Mogłam powiedzieć, że byłam szczęśliwa. Cieszyłam się, że mam brata i, że nie jestem sama. Ale zastanawiało mnie czemu tata nic nigdy nie wspominał, że ma syna. W końcu odpłynęłam w krainę marzeń i koszmarów.












Erin.
_____________________________________________________________________
Jeśli ktoś chce być informowany to proszę o numery gg.























poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Angel down - prolog


 No a więc zaczynam nowe opowiadanie.
Dzieje się ono w roku 1984. 


- Wstawaj kochanie, już 7. - usłyszałam cichy kobiecy głos przy uchu.
- Mhmm, już wstaję - mruknęłam do mamy. Z trudem wyszłam z ciepłego łóżeczka i udałam się do łazienki. Ach, jakie trudne jest życie 16-latki. Codziennie trzeba wstać do szkoły. Tyle przegrać. Wzięłam zimny prysznic żeby się obudzić, umyłam zęby, zrobiłam kreski na moich piwnych oczach , rozczesałam moje ciemne włosy, założyłam rurki z dziurami na chude ale nie kościste nogi i koszulkę Motley Crue. Spakowałam moją szkolną torbę i zeszłam do kuchni na śniadanie. Tata smażył naleśniki, a mama smarowała je czymś.
- Cześć - powiedziałam i usiadłam do stołu biorąc jedzenie. Mój tata jest cenionym lekarzem, a mama znanym adwokatem. Mieszkamy na przedmieściach Las Vegas w dość dużej willi. Chodzę do normalnej szkoły chociaż rodzice upierali się żeby mnie wysłać do prywatnej. No chyba kurwa nie. Siedzieć tam 7 godzin z jakimiś snoba, to ja dziękuję bardzo. Ta szkoła też nie jest fantastyczna ale poznałam tam Michelle, moją przyjaciółkę. Jest jedyną osobą, z którą utrzymuję kontakt. W szkole nie odzywam się do nikogo, bo po co? Sami idioci. Chociaż i z Michie ostatnio nie dogaduję się najlepiej, wczoraj się dość poważnie pokłóciłyśmy, bo wkurza ją moje wyjebany na wszystko i to,że czasem ją wyzywam itp. Ale to nie moja wina, że taka jestem. Jak mi pierdoli o jakimś starszym przystojnym chłopaku, który gra w kosza w szkolnej drużynie to rzygać mi się chcę, no i czasem powiem : spierdalaj. Wychowując się na Led Zeppelina, The Ramones, Aerosmith i The Rolling Stones nie mogę być normalna i wiedziała na co się decyduje zaprzyjaźniając się ze mną. Ale i tak ją kocham.
- Bells, jedz szybciej bo musimy wychodzić. - powiedziałam mama. Tak, mam na imię Isabell to wymyślają jakieś Bella, Bells. W sumie najbardziej pasuje mi Izzy, chociaż to trochę męskie. Odwieźli mnie do szkoły i pojechali razem do pracy bo tata miał jakieś zdjęcia zwłok w sądzie oglądać czy coś. Cały dzień minął mi chuj nudno i samotnie, bo Michie się obraziła i nie odzywała. Wróciłam do domu pieszo bo było tak fajnie ciepło, że nie chciało mi się jechać autobusem. Odrobiłam lekcje i zaczęłam czytać '' Miasteczko Salem'' S. Kinga. Około godziny 20.00 ktoś zadzwonił do drzwi. Rodzice już dawno powinni wrócić, a nawet jeśli to oni to przecież mają klucze, więc po co dzwonią. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Stał na nimi policjant i jakaś kobieta.
- Pani Isabell Plant? - zapytał z bardzo poważną miną.






Jestem z tego zadowolona. Mam nadzieję, że Wam też się podoba.
Dla Hani bo wiem, że na to czkekałaś
Erin
_________________________________________________

sobota, 6 kwietnia 2013

Epilog czy coś.


Nie mam już ciekawych pomysłów na to opowiadanie. Hmm.. wypaliłam się? Raczej nie mam, już 8 pomysłów na nowe opowiadania i mogłabym napisać po 100 rozdziałów do każdego. Miałam sporo weny na tamte tematy i zapisałam sobie wszystko.
To było moje pierwsze opowiadanie, ale nie bardzo mi się podoba. Myślę, że kolejne będę już tylko lepsze. A więc kończąc to opowiadanie:
Erin i Duff wzięli ślub i mieli dwójkę dzieci Sebastiana i Vinca. Żyli długo i szczęśliwie.
Happyend!
Tak, wiem jestem chujowa, ale nie umiem tego ciągnąć.
Już niedługo zacznę nowe opowiadanie.
Dziękuję tym, którzy to czytali


Erin.
____________________________________________________________________
Jeśli macie jakieś pytania to tutaj http://ask.fm/Klemaa  , gg 44070787.
Przepraszam jeśli ktoś liczył na dalszy ciąg tej historii.

środa, 3 kwietnia 2013

BACH *.*


Napiszę bo pewnie nie wiedziecie, że 3 kwietnia 1968 urodził się Sebastian Bach. Dziś obchodzi swoje 45 urodziny ( boże, Baz aleś Ty stary) i trzyma się nadzwyczaj dobrze i dalej ma swoje piękne włosy i dalej jest jedną z najlepszych dup ever.
Wszystkiego najlepszego Sebastian i koncertu w Polsce!
























Niedługo nowy rozdział. W sobotę, piątek.
Erin
__________________________________________________________________________________