Przepraszam za błędy.
Cholerny budzik. Otworzyłam jedno oko i wyłączyłam go. 7:00. Czas iść do szkoły. Z trudem wylazłam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam jeansy z dziurami i koszulkę z Vincem. Vincem, z którym dwa dni temu się całowałam i mogłam pójść do łóżka. Jeszcze nie żałuję, że hmmm uciekłam. Wczorajszy dzień trochę odsypiałam i szwendałam się po mieście. Weszłam pod prysznic i odkręciłam zimną wodę. Zmęczenie spłynęło. Umyłam zęby, uczesałam się, umalowałam, ubrałam i poszłam do kuchni. Zrobiłam mleko z płatkami, którego nie zjadłam. Ciekawe jak skończyła się sobotnioniedzielna impreza w Hellhouse. Może dziś wpadnę sprawdzić czy żyją. Ale nie tym się teraz będę martwić. Teraz jest szkoła. Ludzie, dobijcie mnie. Ja nie chcę. Umrę. Boję się na jaką klasę trafię. Pewnie będę odmieńcem. Nie wytrzymam pośród wytapetowanych pustych rozebranych dziwek. Niech mi się trafi ktoś taki jak ja. Niech mi się trafi jakaś rockowa laska. Czy ja kurwa proszę o tak wiele?! Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kto to kurwa? Tylko Steven i Slash wiedzą, że tu mieszkam, a wątpię by któryś z nich mógł funkcjonować o tej porze. Dla nich 7:30 do środek nocy. Otworzyłam i zobaczyłam wysokiego, przystojnego, pięknowłosego blondyna.
- Cześć. Jestem Sebastian. Mam takie jedno pytanie. - o boże! Jaki on ma cudowny głos. Taki, taki, taki inny. I oczy. Można w nich utonąć. Chociaż, Slash tez ma piękne.
- Hej. Coś się stało. Wejdź? - odparłam. Nie ma to jak zapraszam do domu kompletnie nieznajomego cholernie pociągającego faceta. Super.
- Tak, stało. Masz może tabletki przeciw bólowe i bandaż? - spytał lekko zmieszany. No tak, mieli chyba niezłą zabawę. Pół nocy napierdalali muzyką. Ale na szczęście Led Zeppelin, KISS, Aerosmirh, The Rolling Stones...
- Dobrze się chyba bawiliście? - spytałam grzebiąc w szafkach i plecaku. Tabletki zawsze mam tak na wszelki wypadek. Ale bandaż? Może być ciężko.
- Przeszkadzało ci ? - podałam mu tabletki.
- Nie taka muzyka.- wyszczerzyłam się, poszłam do łazienki gdzie zauważyłam apteczkę. Przeniosłam ją do kuchni, gdzie zostawiłam Sebastiana.
- JEST! Znalazłam! - krzyknęłam i uniosłam zdobycz wysoko w górę. Chłopak złapał się za głowę i skrzywił. No tak. Kac
- Chcesz mnie zabić? - wyszeptał z bólem wymalowanym na twarzy.
- Nie. Przepraszam - również wyszeptałam. - Po co ci bandaż? Są ranni?- powiedziałam już normalnie.
- Tak. Zbiliśmy lustro, a Rob się w nie wjebał.- odpowiedział - Ale ty przecież nie wiesz, który to Rob. Chodź to co ich przedstawię.- podałam mu bandaż.
- Po 1. ja też się nie przedstawiłam, a po 2. to mam dziś szkołę. Jestem Isabella.- podałam mu rękę jak na kulturalnego człowieka przystało. Ujął moją dłoń w swoją, ale ma wielkie łapy, pewnie inne rzeczy tę ma duże. Bella! Zboczeńcu! Wracając. Ujął moją dłoń w swoją i delikatnie musnął ją wargami. O kurde! To jeszcze się zdarzają tacy chł... WRÓĆ! Mężczyźni?
- Człowieku, gdzie ty się ukrywałeś, że wcześniej cię nie poznałam? - szeroko się uśmiechnęłam.
- Byłem tu cały czas. - odparł bardzo inteligentnie. Spojrzałam na zegarek. 7:47. Kurwa. O 8:10 mam lekcję, a ja nie wiem gdzie jest szkoła.
- To skoro tak długo tu jesteś to powiedź mi gdzie tu jest najbliższe liceum? - Slash mi powiedział, że mam bardzo blisko jak mu pokazałam adres. Tylko szkoda, że nie powiedział gdzie to jest dokładnie.Sebastian podszedł do okna i zaczął się rozglądać.
- Tam - pokazał coś palcem.
- Gdzie? - stanęłam obok. Spodziewałam się zobaczyć wielki świecący neon, ale go nie było.
- Tam, taki żółty budynek. Spójrz bardziej w prawo - machał mi łapą przed oczami. Złapałam ją i położyłam na parapecie.
- Przez nią na pewno nic nie zobaczę. - powiedziałam zadzierając głowę do góry żeby na niego spojrzeć. Był cholernie wysoki. Prawie taki jak Duff. Prawie.
- To po patrz w prawo od lewej strony okna. - powiedział już bez machania ręką. O! Jest! Żółty? On widział kiedyś żółty? To wygląda jak pomarańczowe siki. Ale to musi być ten bo wszystko dookoła było szare.
- Widzę, dzięki. A teraz muszę już iść bo nie wypada się spóźnić pierwszego dnia. - odeszłam od okna i wzięłam plecak. Sebastian wziął tabletki, bandaż i wyszliśmy z mieszkania.
- Idź ratować Roba. - uśmiechnęłam się i zaczęłam schodzić na dół.
- Bella! Wpadniesz może do nas po lekcjach? - zawołał.
- Jasne. Może być ok.19?
- Idelanie. Do zobaczenia.
- Pa- i zbiegłam po schodach. Szkołę znalazłam dość szybko. Tylko 7 min. Mimo, że budynek miał kolor pomarańczowego moczu sprawiał wrażenie trochę jakby porządnego, przytulnego? Coś w tym guście. Weszłam do sekretariatu chcąc się dowiedzieć gdzie mam iść. Dostałam kartę z salami i lekcjami. Znalazłam klasę i stanęłam obok. Na Hendrixa! bóg mnie opuścił! Pełno wytapetowanych i rozebranych pustaków. A reszta to kompletni kretyni. Welcome to the hell. Umrę. Zadzwonił dzwonek i przyszłą nauczycielka. Kobieta po 40., wydawała się całkiem miła. Podeszłam do niej i przedstawiłam się.
- Ach, dzień dobry. Dyrektorka mówiła, że będziesz się teraz uczyć w mojej klasie. Jestem wychowawcą.- powiedziała do mnie cicho.- Słuchajcie! - krzyknęła do mojej klasy - Od dziś będziecie mieć nową koleżankę. Powiedź coś o sobie. - Nienawidzę cię kobieto. Nie dość, że mam gównianą klasę to mam jeszcze o sobie opowiadać. Kurwa, jak w przedszkolu.
- Hej, jestem Isabella. Mam 17 lat. Przeprowadziłam się do L.A z Vegas. Lubię jeść koty. - ostatnie nie było prawdą, ale nie mogłam się powstrzymać. Kazała mi usiąść i zaczęła lekcje. Wybrałam pustą ławkę na samym końcu. Nagle do klasy weszła dziewczyna. O Szatanie! W koszulce Zeppelinów!
- Michelle! Czemu znowu się spóźniłaś? - spytała kobieta zza biurka.
- Autobus mi uciekł.
- Jak zwykle - dziewczyna wzruszyła ramionami i dosiadła się do mnie.
- Cześć. Jestem Michelle - uśmiechnęła się.
- Hej. Isabella, ale wolę Bella albo Izzy. - odpowiedziałam z uśmiechem a'la Adler.
- Spodobałaś mi się przez koszulkę. - powiedziała Michelle.
- Wiesz, jak się ucieszyłam jak zobaczyłam kiedy weszłaś. Ta koszulka. - O, druga Michie w moim życiu. Ciekawe. Lekcja matmy minęła w miarę w porządku. Nie miałam żadnych ubytków w wiedzy, ale wkurzały mnie te pustaki. Na przerwach gadałam z Michelle, która pokazywała mi szkołę.
- A to Izzy. Skąd ci się wzięło? - spytała.
- Koleżanka na to wpadła.
- Wiesz, jest taki zespół. Guns n' roses. Na gitarze gra chłopak o imieniu Izzy. Są niesamowici! - powiedziała.
- Byłam na ich koncercie w sobotę. - Nie będę jej mówiła, że ich znam. Po co? Nie wiadomo jak potoczy się nasza znajomość. - Dobrze grają. Wokal mają wspaniały - i tak cały dzień wychwalałyśmy wygląd i muzykę Gunsów. Polubiłam tą dziewczyną. Świetnie się z nią dogadywałam. Jednak pierwszy dzień nie był taki najgorszy. Och, ale Sebastian. boże, jaki on jest cudowny. Przystojny, uroczy. A te włosy. Miętosiłabym je do końca życia. I ma taki ładny uśmiech. I oczy. Rozmyślając doszłam do Hellhouse. Zapukałam do drzwi. Zero reakcji. Zapukałam jeszcze raz, drugi, trzeci. Nacisnęłam na klamkę i drzwi otworzyły się. Powinni sobie zamek kupić, chociaż pewnie klucz szybko by zaginął. Weszłam do salonu. O matko! Tornado tędy przeszło? Nie to tylko Guns n' roses i Motley Crue. Steven dalej był w durszlaku. Spał pod stołem przytulony do Izzy'ego. Oooo! Jakie to słodkie! *o* Duff spał na kanapie bez spodni? A na nim Rudy również bez spodni. Na przewróconej szafie spał Nikki przytulając butelkę Danielsa. Na fotelu zwinięty w kulkę spał Tommy. A dookoła pełno butelek, szkła, puszek, papierosów, śmieci i woreczków. Burdel. Brakuje tylko Slasha i Vince'a. Przeszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Wiedzę, że Gunsi ewoluowali i żywią się światłem. Wyszłam i skierowałam się do sklepu. Kupiłam standardowe produkty na naleśniki w podwójnej ilości i tabletki przeciw bólowe. Wróciłam do Hellhouse i w kuchni zastałam Izzy'ego leżącego na stole. Jak gdyby nigdy nic wzięłam się za robienie śniadanioobiadu. Po usmażeniu 10 naleśników poczułam, że Izzy mnie przytula.
- Bella, masz może tabletki przeciw bólowe? - wyszeptał mi do ucha powodując przyjemny dreszcz.
- A mam - powiedziałam.
- A dasz mi? - lizus pierdolony.
- A jeśli nie? - położył mi ręce na biodrach i zaczął kręcić kółka na mojej skórze. - Izzy, ty chcesz tabletki, czy chcesz mnie zgwałcić? - spytałam.
- Jak mi nie dasz tabletek, to tym drugim też się zadowolę.- pocałował mnie w policzek i włożył ręce pod moją koszulkę. Nie dość, że lizus to zboczeniec. Wyplątałam się z jego uścisku i podałam mu leki.
- Masz i mnie nie molestuj. - uśmiechnął się zadziornie i wziął 6? tabletek popijając butelką wody. Wróciłam do naleśników. Kiedy były już wszystkie postanowiłam obudzić chłopaków. Zaczęłam od Stevena. Wystarczyło go lekko szturchnąć i wspomnieć o jedzeniu, żeby wstał i poleciał do kuchni. Potem Rudy z Duffem. Niechcący z rzuciłam Axla na podłogę. Ale poskutkowało. Jak przyjebał swoją zajebistą dupą o podłogę to narobił tyle hałasu, że i blondyn się obudził.
- Oo, czuję naleśniki. - mruknął Duff i zniknął. Rudy obrzucił mnie gniewnym spojrzeniem, ale zaraz pobiegł do kuchni. Nikki'emu wystarczyło zabrać butelkę, żeby zerwał się z krzykiem " GDZIE MOJE DZIECKO?!''
- Sixx, zamknij mordę, bo chce spać. - odezwał się Tommy.
- Jako dobra kobieta, chcę powiedzieć, że powiedzieć, że w kuchni są naleśniki, ale Gunsi zaraz je zeżrą. Radzę się pośpieszyć. - Tommy klęknął przede mną, łapiąc mnie za ręce.
- Kobieto, ożeń się ze mną i rób śniadania codziennie rano, a będę cię kochał do końca życia. - powiedział patrząc na mnie wielkimi oczami. Zaczęłam się śmiać. Właśnie oświadczył mi się Tommy Lee, a ja śmieję się jak pojebana.
- Nie ożenię z tobą Tommy. A teraz wypierdalać do kuchni w podskokach. - wyszłam na korytarz w poszukiwaniu Slasha i Vince'a. W trzech pierwszych pokojach nie było nikogo. Czwarty. Zapukałam. Cisza. Otwieram. Slash nagi, leży przytulony do gitary i głaszczę ją. O boże. Zamknęłam jak najszybciej drzwi, bo głupio mi się zrobiło. W piątym pokoju zastałam Vince'a, który nie spał, tylko patrzył się w okno.
- Dzień dobry - powiedziałam wesoło siadając obok niego. Wdech, wydech, wdech, wydech.
- Cześć. Co tutaj robisz?
- Zastanawiałam się czy żyjecie i przy okazji was dokarmiam.
- Żyją?
- Wszyscy. Wpierdalając naleśniki.
- To chodźmy- wstał i wziął mnie za rękę. O boże, boże, boże. Kisiel w gaciach.
- Fajna koszulka. - powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na nią. Vince Neil. Super. Zarumieniłam się lekko nic nie mówiąc. Weszłam do kuchni puszczając jego dłoń.
- NA HENDRIXA! STEVEN! SLASH!- stanęłam jak wryta. Popcorn przykleił sobie naleśnika posmarowanego nutellą do dywanu na klacie, a Slash malował mu na nim coś dżemem. Jak dzieci. Zostawić samych to się pozabijają i pozjadają. Usiadłam obok McKagana zabierając mu jedzenie.
- Duff czemu spałeś z Axlem bez spodni? - spytałam.
- Nie wiem. Rudy, pamiętasz? - spytał. Wiewióra wzruszyłam ramionami. Chyba jednak nie chce widzieć. Dokończyli śniadanie o 16 i Motley poszli do domu. Nagle poczułam się strasznie zmęczona.
- Chyba, ja też już pójdę.- powiedziałam.
- Nie, nie, nie . Czekaj. - podbiegł do mnie Slash. Wyglądał prze zabawnie. Jakby trochę spanikowany. - Opowiadaj jak w szkole. - westchnęłam i oparłam głowę o ramię Izyy'ego siedzącego obok.
- W klasie jest pełno pustaków i kretynów. Jest tylko jedna Michelle, z którą się dogaduje. Uwielbia was. Myślę, że przeżyje w tej szkole.
- Jak ci się podobał koncert? A Motley Crue? Jak ci się mieszka? Może potrzebujesz pomocy? - zaczął Slash.
- Głowa mnie boli. Nie chce mi się gadać. Masz może jeszcze moje tabletki Izzy?
- Nie. Zeżarte.
- Szkoda. - przykleiłam się do czarnego i zamknęłam oczy. Nic mi się nie chce. Poszłabym spać. Muszę lekce odrobić. I mam iść do Sebastiana. Ale mam jeszcze czas. Lekcje się spisze. Mam czas. I zasnęłam przytulona do rytmicznego. Po pewnym czasie obudziłam się. W domu było całkiem cicho. Slash zniknął, Steven, Duff i Axl również. Dalej obejmowałam Izyy'ego, który głaskał mnie po plecach. Spojrzałam na niego nieśmiało, bo było mi głupio, że leżałam na nim, bóg wie ile czasu. Uśmiechnął się.
- Przepraszam Izzy. Mogłeś mnie rzucić czy coś. Pewnie miałeś jakieś ważne sprawy, a ja zrobiłam sobie z ciebie poduszkę. - powiedziałam.
- Nic się nie stało. Pewnie poszedłbym na dziwki, a tak to zachowałem kasę.
- Która jest godzina?
- 18. - wstałam i zaćmiło mi się przed oczami.
- Już pójdę. Dzięki Jeff. - zabrałam plecak i skierowałam się w stronę drzwi.
- Cześć Słonko. - przytulił mnie mocno - Uważaj na siebie.
- Będę- i wyszłam. Słonko?! Izzy ćpiesz? Wróciłam do domu. 18:20. Zdążę. Poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Od razu lepiej. Ubrałam się i poszłam do mieszkania nr 84. Otworzył mi chłopak z koczykiem od ucha do nosa.
- BAAAAAAAAAZ! - wydarł się wgłąb mieszkania mój widok. - Rachel jestem.
- Isabella.
- Zapraszam - otworzył szeroko drzwi przypierdalając nimi w ścianę.
- Cześć Bella - usłyszałam Sebastiana. Ach, ten głos.
- Hej. - przytulił mnie - Uratowałeś Roba?
- Tak. Tam siedzi - zobaczyłam chłopaka z całymi zabandażowanymi rękoma. Wyglądał jakby się pociął żyletką i chciał to ukryć.- Dalej jest Scotti i Dave. A Rachela poznałaś. - pomachałam im z szerokim uśmiechem. Wydawali się fajni. Rob poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam.
- Dzięki za bandaż. Jak byś go nie miała to bym się wykrwawił na śmierć i umarł. Chyba....
- Zrobiłam dobry uczynek. Już widzę siebie na Straiway to Heaven. Stoję na pierwszym schodku z napisem ''bandaż dla Roba''. - moje spostrzeżenie zostało skomentowane wybuchem śmiechu. Zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że mają zespół Skid Row. Opowiedzieli trochę o sobie. Ja również. Ominęłam tylko fakt o Slashu.
- Zagrajcie mi coś? - popatrzyłam na nich pytająco.
- OK. Zbierać dupy! - zawołał Rachel.
- Po co?
- Do pokoju z perkusją słoneczko.
- Aaaaaaa .- weszliśmy do niego.
- To co gramy?- spytał Scotti.
- 18&life.-odparł Bach. I zaczęli. Bardzo fajne. Trochę może jakby balladowe. Smutne. I wtedy Baz zaczął śpiewać. Byłam zachwycona i oszołomiona jak usłyszałam Axla. Ale to co prezentował Seba było lepsze. Jeśli od słuchania Rose'a był orgazm to czym było uczucie towarzyszące słuchaniu Sebastiana. Magia większa niż Gunsi. Skończyli, a ja stałam z otwartymi ustami gapiąc się na Baza.
- Bella, zamknij usta bo wyglądasz mało inteligentnie - powiedział Snake. Pomogłam sobie dłonią.
- Słyszałem, że nasz Sebastian potrafi doprowadzić kobietę do orgazmu samym głosem.- powiedział Bolan z uśmiechem.
- Dobrze słyszałeś.- odparłam. - To. Było. Kurwa. Zajebiście. Kurwa. Magiczne.
- Dzięki - mrukną Baz.
- Która godzina? - spytałam. Jeszcze te pieprzone lekcje.
- 23 - usłyszałam Scottiego.
- Co? Chyba żartujesz!
- Nie. Jest 23:14.
- No pięknie. Lekcje miałam odrabiać.Cóż...
- To nie będziesz ich miała. Problem rozwiązany. Wujek Rachel zawsze dobrze doradzi- powiedział Bolan.
- Dzięki. To wspaniała rada! - uniosłam kciuki w górę.- Wracam do siebie. - przytuliłam Snake'a, Scotti'ego, Roba'a, Rachel'a i Sebastiana. Ten ostatnio musnął mnie w policzek. O matko! Dobrze, że mnie trzymał bo bym się przewróciła.
- Do zobaczenia.
- Odprowadzić cię?- zaoferował się Wujek Rachel dobra Rada.
- Myślę, że trafię do drzwi na przeciwko.
- Jak chcesz. A mogłaś spędzić noc z taki przystojnym i seksownym facetem jak ja. - zataczając się ze śmiechu wróciłam do siebie. Próbowałam odrabiać lekce, ale skończyło się na tym, że zasnęłam przy biurku.
Erin
________________________________________________________________________
Oł, to też jest długie. ;)