piątek, 31 maja 2013

Angel down 11


Szłam sama przez pole kukurydzy. Nie wiedziałam jak i skąd tu jestem. Musiałam iść po prostu przed siebie. Szukać czegoś, uciekać przed kimś? Zaczęłam biec bo usłyszałam za sobą czyjeś kroki.Oblałam się zimnym potem i dostałam gęsiej skórki. Przyśpieszyłam bo coś mnie doganiało. Nie chciałam wpaść w panikę, ale strach przejął kontrolę nad racjonalnym myśleniem. Rzuciłam się do ucieczki na oślep przez kukurydzę. Kukurydza? Wypadłam z pola na ulicę. Tak nagle. Kroki ucichły. Wzdłuż drogi rozciągały się słupy telefoniczne, a na nich wisiały ciała. Tych ludzi ktoś ukrzyżował żywcem. Zaczęłam iść wzdłuż drogi mijając ludzi z twarzami przepełnionymi bólem i przerażeniem. Wśród nich spostrzegłam rude kudły.
- O nie - wyszeptałam. A jednak. Na słupie wisiał Axl, któremu kruki wydziobały oczy.- Nie, nie, nie. - Szłam dalej i mijałam ciała Michell, Slasha, Sebastiana, Rachela i Izzy'ego. Zaczęłam płakać. A ON stał za mną. Czułam chłód emanujący od jego ciała. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę z czerwonymi oczodołami i szczękami rekina. Zaczęłam krzyczeć.
- Bella! Bella! To tylko sen. Bella, spokojnie. To tylko sen. Nic się nie dzieję na prawdę - powiedział Sebastian. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam. Byłam śmiertelnie przerażona chociaż to był tylko sen.Ale ciało Michie wiszące bezwładnie na słupie. Ten widok będzie mnie prześladował. Sebastian uspokajająco mną kołysał. I znowu zobaczyłam słupy z najbliższymi dla mnie osobami. Zaniosłam się jeszcze większym płaczem.Ugryzłam Bacha w bark żeby nie zacząć krzyczeć. Syknął cicho z bólu więc zabrałam zęby. Zaczęłam się uspokajać. Histeryczny płacz przeszedł w szloch, a szloch w ciszę. Opanowałam się. Siedzieliśmy do siebie przytuleni dłuższy czas.
- Już w porządku. Dziękuję. - powiedziałam.
- Na pewno?
- Tak.
- Przeraziłem się jak zaczęłaś krzyczeć.
- Przepraszam.
- Gupku, nie masz za co. Nie masz wpływu na to, że masz koszmary.
- Chyba. Nie zasnę już, ale jak chcesz to śpij - powiedziałam wychodząc z łóżka. Poszłam do łazienki. Dostałam mdłości i zwymiotowałam. Co mi jest? Rzyganie wczoraj, rzyganie dzisiaj. I ten sen... Nigdy takich nie mam. Ale to tylko stres, za dużo wrażeń. Kontrakt, trasa, Joe Perry, Aerosmith. Za kilka dni przejdzie?... Wzięłam zimny prysznic i w ręczniku poszłam do pokoju. Sebastian jeszcze spał, więc bez skrępowanie zrzuciłam ręcznik i zaczęłam się powoli ubierać. Biustonosz, bokserki, skarpetki, spodenki, koszulka z Jimem Morrisonem i bandanka na włosy. Potem poszłam do kuchni ogarnąć coś do żarcia. Włączyłam AC/DC i padło na naleśniki z kawą. O 6:30! wszystko co miałam do roboty zrobiłam. Zaczęłam bym się pakować, ale Seba spał u mnie w pokoju. Przecież nie będę go budzić, po raz drugi. Wzięłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon. Zapaliłam i klapnęłam dupą na podłogę. Już jutro jadę w trasę z Guns n' roses i Aerosmith. JEZU. Ja i Michelle pośród rockmenów. Poznam Tyler'a! Poznam Tylera! zapytam go czy mieści mu się pięść do ust. hyhyhyhy. Boże, ale jestem głupia.
 - Jak się czujesz? - usłyszałam Sebastiana.
- Już jest dobrze. Weź sobie naleśniki.- Wróciłam do mieszkania. Bach wpierdalał śniadanie, a ja wyrzuciłam torbę z szafy.
- Nie chcę mi się pakować. Jestem zbyt leniwa. - zawyłam.
- Co ty pieprzysz? Jedziesz a AEROSMITH! Ruszaj dupę, albo sam cię spakuje.
- Ruchaj dupę?! - zaczęłam się śmiać.
- Ruszaj. - mruknął Baz zrezygnowany. Potem go wygoniłam i o 9:00 zaczęło się pakowanie. Wywaliłam wszystko z szaf i szuflad. Zrobił się niezły burdel. W międzyczasie przez mój nie ogarnięty domek przewinęli się wszyscy Skidzi żeby się pożegnać, Michelle, Slash i Tommy. Więcej was matka nie miała!? O 19 torba i plecak stały gotowe przy drzwiach. Cholernie zmęczyłam się bieganiem po mieszkaniu i schylaniem się. Nastawiłam tylko budzik i w ubraniu zasnęłam na kanapie.
*
Beep-beep, beep-beep. Kurwa. 8:00. Spanie na kanapie to nie jest najlepszy pomysł. Wyłączyłam budzik i zwlokłam się na podłogę.
- Uuuuo! To już dziś! POZNAM STEVENA TYLERA! - krzyknęłam do siebie. - Tak Bella. To bardzo normalne. A chuj! Poznam Stevena! Poznam Aerosmith! - W podskokach poleciałam do łazienki. I co? I rzygałam. Ale się tym nie przejęłam. Myślałam tylko o Aerosmith. Szybko się ogarnęłam, zabrałam rzeczy i poszłam do Hellhouse. Michelle już tam była. Rzuciłyśmy się na siebie i skakałyśmy z radości.
- Aaaa! Wyrucha nas Perry! AAA! - przedrzeźniał nas Duff.
- GUPKU! - krzyknęłam.
- A co? Nie chciałabyś?
- Nie interesuje się. - Pobiegłam dalej i przytuliłam się do Slasha.
- DZIWKI!  Idziemy do Geffen!- rozkazał Axl.
- Po co? - zapytała głupio Michelle.
- Ehh, kochanie. JEDZIEMY w trasę. Tam spotykamy się z Aerosmith i tam mamy busa. - uświadomił ją Rudy. Zabraliśmy rzeczy i w radosnej atmosferze poszliśmy pod biuro. A tam czekali już Aerosmith! Z Chelle prawie zsikałyśmy się ze szczęścia. Chłopcy chyba prawie też.
- Witam początkujący zespół i ich - zaczął Steven Tyler
- Możemy być nawet groupie - wymamrotała Michielle.
- Tak.- mruknęłam. Poznałyśmy resztę chłopców, ale i tak prawie się śliniłyśmy patrząc na Stevena. Rozsiedliśmy się do swoich busów i ruszyliśmy. Usiadłam na kanapie i zacieszałam się jak Adler.
- Kurwa. Czaicie to? Poznaliśmy Aerosmith. - powiedziała Michelle.
- Noo. - mruknęłam.
- A gdzie teraz jedziemy? - zapytał Duff.
- Do Phoenix. - odparł Slash. Ktoś włączył Zeppelinów i jechaliśmy śpiewając. Potem śpiewanie mi się znudziło i gapiłam się bezmyślnie przez okno. Uwielbiam oglądać widoki jadąc gdzieś.
- Bella jesteśmy na miejscu. - usłyszałam Izzy'ego.
- Tak szybko?
- Szybko? Jechaliśmy 7 godzin.
- Może. Jakoś się zamyśliłam. - Wyszliśmy z busa, zabraliśmy rzeczy i poszliśmy do hotelu. Z Michelle dostałyśmy pokój razem, ale dzięki Axl'owi z łożem małżeńskim.
- Ej, za 30 min na dole. Wychodzimy pić - powiedziała głowa Axl'a, która weszła do naszego pokoju. Zaczęło się grzebanie w walizkach. Założyłyśmy czarne sukienki.
- Powodzenia - mruknęłam patrząc na szpilki Michelle. Sama miałam trampki.
- Dupa lepiej wygląda w tych butach - Pokazała mi język. Zeszłyśmy do holu gdzie czekali Gunsi i Steven z Joe. Poszliśmy do najbliższego klubu i zaczęło się ćpanie i picie.
- Steve - zaczęłam. - Mieści ci się pięść do ust?
- MÓJ KUTAS MU SIĘ MIEŚCI! - krzyknął Joe. Tyler spojrzał z dezaprobatą na Perry'ego po czym włożył sobie pięść do ust.
- Czyli mieści - mruknęłam.
- A ja umiem polizać łokieć - powiedział Duff.
- To nie możliwe, kretynie - odparł Izzy,
- Jak nie? Ja umiem. - i zaczął wywijać ręką i machać językiem. - Kurwa, jednak nie umiem.
- No, a nie mówiłem?
- Wal się - wrócił do butelki.
- Ej, a ta ściana się rusza - zaczął Popcorn. - Wiedziecie morskie fale? A tego kangura z głową psa? O! I delfin jest!
- Ja tam wiedzę brzydki ryj Stevena! - powiedział Joe.
- Sam masz brzydki ryj! - bronił się Tyler.
- Stev jest kupą! Stev jest kupą!
- A z tobą nikt się nie chce pieprzyć!
- Ja chcę! - krzyknęłam.
- Serio?
- Tak, czemu nie?
- BO JOE TO KOBIETA! NIE! JOE TO GEJ!
- NIE JESTEM GEJEM, KUTASIE!
- Jak to nie?
- Normalnie kurwa. - Przestali się do siebie odzywać i Joe usiadł z daleka od Stevena. Odeszłam od stolika i wyszłam zapalić.
- Kochanie, bolało jak spadałaś z nieba? - usłyszałam czyjś głos. Boże, jaki tani tekst...
- Nie, ale oparzyłam się wychodząc z piekła. - burknęłam do chłopaka, który wyglądał jak tania kopia Sixx'a.
- Może, masz ochotę na zabawę? - zapytał wkładając mi rękę pod sukienkę.
- Nie. Spierdalaj! - odepchnęłam go.
- Lubię takie agresywne. Nie daj się prosić.- Złapał mnie za rękę.
- NIE! Kurwa, nie rozumiesz? Pieprz się! - Próbowałam się wyrwać, ale był silniejszy. Zaciągnął mnie w jakąś boczną uliczkę. - ZOSTAW MNIE KURWA! JEB SIĘ DEBILU! Kretyn! Idioto! Chuju! PIERDOL SIĘ!
- Możesz się zamknąć? - syknął.
- ZAMKNĘ SIĘ JAK MNIE ZOSTAWISZ!
- Oj, nie ładnie. - mruknął. Objął mnie od tyłu i włożył łapę pod moją sukienkę. Tak bardzo chciałam się wyrwać, odepchnąć go, ale był za silny. Śmiał się z moich nie udolnych prób wyswobodzenia się. Opuścił swoje spodnie i dotknął mnie tym czymś w pośladki. Zaczęłam płakać. Już nie miałam siły szarpać się i krzyczeć. Polizał mnie po szyi i wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.
- Proszę, zostaw mnie - szepnęłam. Opuścił moje bokserki i ... puścił mnie. Zobaczyłam, że ktoś go uderzył i odciągnął na bok. Zaczęli się szarpać, ale kopia Sixx'a wylądowała na ziemi i dostała kilka kopnięć w brzuch. Moim wybawcą okazał się Izzy.
- Co za skurwiel - warknął wkurzony i kopnął leżącego w nerki. Stałam tam jak sierota płacząc i patrząc na czubki trampków. Objął mnie, poczułam jego dłonie na udach i wzdrygnęłam się. - Spokojnie- mruknął. Podciągnął moje bokserki i wziął mnie na ręce. Wtuliłam twarz w jego włosy i płakałam. Zaniósł mnie do hotelu, do swojego pokoju.
- Nic ci nie zrobił? - zapytał.
- Nie, ale gdyby nie ty to by zrobił. Dziękuję Izzy. - przytuliłam go mocno i przestałam płakać.
- Idź może to lustra. - zaproponował. Poszłam do łazienki. Miałam zakrwawioną wargę. Zmyłam czerwień wodą i zdjęłam sukienkę. Na lewym udzie miałam zadrapanie i kilka zaczerwienionych miejsc na żebrach. Pewnie zrobią mi się siniaki. Weszłam pod prysznic i ponownie się rozpłakałam. Stałam i płakałam.
- Bella, myślałem, że się utopiłaś. Siedzisz tu 30 min - powiedział Stradlin wchodząc do łazienki. Zakręcił wodę i owinął mnie ręcznikiem.
- Może lepiej gdybym umarła, albo nigdy się nie urodziła?
- Gupia jesteś. Nie myśl tak.
- Dobra, możesz dać mi jakąś swoją koszulkę?
- No tak, zapomniałem. - Wyszedł i po chwili wrócił z koszulką Zeppelinów, którą założyłam.
- Wyglądam jak w worku - spojrzałam na koszulkę, która sięgała mi do kolan.
- Możesz ją zdjąć.
- Nie, dzięki. - Wróciliśmy do pokoju i owinęłam się kołdrą.
- Uśmiechnij się. Było minęło. - Uniosłam palcami kąciki ust ku górze.
- Może być?
- Nie.
- Daj mi czekolady to będę szczęśliwa - rzuciłam z ironią, a Stradlin wybiegł z pokoju. Jak poszedł po tą czekoladę to kocham go jeszcze bardziej. Po ok. 10 min. wrócił z czekoladą.
- Jezu, kocham cię. - powiedziałam.
- Nie jestem jezusem. Mów mi po prostu Izzy. - Zaczęłam się śmiać i spadłam z łóżka. - No patrz, nawet czekolada nie była potrzebna. To ja ją zabiorę.
- Nie! Daj mi, proszę. - Z ociąganiem podał mi czekoladę truskawkową.- Wiesz skąd są truskawski w czekoladzie?
- Z truskawek? - Usiadł obok mnie.
- Nie. To krew, krew świstaków - wyszeptałam robiąc duże oczy. Zaczął się śmiać. - Jeff - wzięłam go za rękę. - Widzisz ich?
- Kogo? - zapytał ze łzami w oczach od śmiechu.
- Ich. Oni tu są. Widzę zmarłych ludzi. - powiedziałam i wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam być dalej poważna. Co ja robię ze swoim życiem? Tarzaliśmy się jak pojebani.
- Ćpałaś? - zapytał kiedy się ogarnęliśmy.
- Dziś nie.
- Najwyraźniej w krwi świstaków są dragi! - Kolejny wybuch histerycznego śmiechu.
- Dziś się tak jeszcze nie śmiałam. Dzięki Izzy. - powiedziałam.
- Stradlin to dobra marka. - I kolejny wybuch śmiechu.
- Nie, Izzy, już nie mogę. Brzuch mnie boli .- powiedziałam wycierając łzy.
- W porządku - Zrobił głupią minę. Wsadziłam łeb w poduszkę, żeby nie zacząć się śmiać. - Nie duś się!
- Nie mogę się już śmiać. Opanuj się. Chcesz mnie zabić?
- Ja nie, ale Axl w prezerwatywie na głowie już tak! - I co zrobiłam? Ponownie wybuchnęłam śmiechem.
- Brzu-brzu-brzuch mnie boli -jęknęłam.
- A wyobrażasz sobie Slasha z - zakryłam mu usta dłonią. Polizał mnie po niej, więc szybko ją zabrałam i wytarłam w jego koszulkę.
- IZZY! UMRĘ! Twoje ślina jest żrąca. Chcesz mi zrobić dziurę w ręce?! - zapytałam.
- SLASH W KONEWCE NA GŁOWIE! - I ponownie prawie się udusiłam się ze śmiechu. Płakałam i brzuch mnie bolał.
- Proszę Izzy, nie mogę już.
- Dobrze - Przytulił mnie i położyliśmy się.
- Oskarżę cię o usiłowanie zabójstwa. - powiedziałam.
- Whatever - Zasnęłam i całą noc śnił mi się Slasha z różnymi rzeczami na głowie.
____________________________________________________________________________
I nareszcie jest. Rozdział miał być dużo wcześniej ale wyszło jak wyszło. Przepraszam, że tak długo to trwało.

Hannah McKagan Wiesz, że Cię kocham? Dziękuję ♥


 Stephanie66266 Nie nudzisz mi komentarzami. Uwielbiam je B)) To mi przyślij bo jestem grzeczna :3 
I mam nadzieję, że się nie obrazisz, że wykorzystałam Twój pomysł z konewką i Slashem...


Jackie Stradlin Myślę, że to dlatego, że Joe i Steven są tak bardzo zajebiści. :3

















sobota, 25 maja 2013

Angel down 10

Stephanie66266  NIE UMIERAJ! Ale podobizny Slasha w konewkach na głowie chętnie przyjmę :3 Jaki plan? B))
I po raz kolejny płakałam jak czytałam komentarze bo mi cholernie miło.
KOCHAM WAS♥


- Ale pamiętaj. Tutaj. O 15, Pamiętaj, bądź punktualnie - powiedział Slash.
- OK. Wiem. O 15. Jestem punktualna. Będę. Pa - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do domu. Impreza się udała. Okazało się, że oblewaliśmy podpisywanie kontraktu. Slash się gorączkuje żebym poszła z nimi do Geffen. Stresują się i chcą żebym tam była. Zrzuciłam z siebie koszulkę, którą zabrałam Izzy'emu bo moja sama się zalała winem. Wykonałam rutynowe poranne czynności o 13:20 i założyłam sukienkę z logo Led Zeppelin. Jak to się mówi, żar lał się dziś z nieba. Zjadłam sałatkę owocową i wyszłam z domu. Wróciłam do Hellhouse, gdzie panowała bardzo nerwowa atmosfera. Rozbolał mnie brzuch. Szczęka mi dygotała. Axl chodził w górę i w dół po schodach, Duff patrzył się w ścianę, Izzy siedział jako jedyny wyluzowany, Slash nerwowo spoglądał na Rudego, a Steven jeździł na rydwanie z elfami. Ćpun.
- O której mamy być w Geffen? - zapytałam.
- O 17 - odparł Duff.
- To po chuja siedzę tu od 14:30?
- Chcę żebyś tu była. Uspokaja mnie twoja obecność - powiedział Slash. Lekko mnie zatkało. Wyznawanie uczuć to nie jest jego najlepsza strona.
- A. To w porządku. - Axl wpierdolił się na wolną kanapę, bo reszta była zawalona puszkami i butelkami, i zasnął. Nikt się nie odzywał. Atmosfera była tak gęsta, że można by ją było kroić nożem. Stres dobrze na mnie nie działa. Matury to nic. Jeszcze bardziej rozbolał mnie brzuch. Poszłam do łazienki i zwróciłam śniadanie. Przemyłam usta wodą i oparłam się o zlew. Gapiłam się tępo w lustro. Czym ja się tak stresuje? Przecież wszystko będzie dobrze. Guns n' roses podpiszą kontrakt. Będzie dobrze. Ale mój mózg jakoś nie przyjmował tej wersji. Cały czas się martwiłam. Źle się czułam. Ponownie zwymiotowałam.
- Co ci jest? - usłyszałam zmartwionego Duffa.
- Nic. Tylko rzygam. Już mi lepiej - odparłam przemywając usta wodą. Przytulił mnie.
- O cokolwiek się martwisz, przestań. Teraz może być źle, ale będzie lepiej. - powiedział. McKagan i jego życiowe sentencje.
- Nie jestem pewna. - Wyszłam z łazienki przed dom. Zaczął wiać wiatr, więc mimo upału było przyjemnie. Siedziałam tak dopóki nie usłyszałam podniesionego głosu Slasha. Wróciłam do środka żeby zobaczyć jak Slash stoi nad śpiącym Rudym i wbija mu kij od szczoty w brzuch.
- Slash! Zostaw go. - powiedziałam lekko przestraszona.
- Ten rudy kutas, odsypia kaca, a musimy już wychodzić. Jest 16:10!  - warknął. Kurwa, kurwa, kurwa. Spóźnią się. Znowu coś mi się skręciło w brzuchu. Poprosiłam Stevena żeby obudził Axla. Popcorn wziął worek na śmieci i zaczął wrzucać do niego puszki, straszliwie hałasując.
- Przestań - powiedział Axl otwierając jedno oko. Adler przerzucił się na butelki. Jedna rozbiła się na szklanej szybie stołu. Potem Axl się podniósł, złapał drewniany stolik i rzucił nim w Stevena, który zrobił unik. Walka przeniosła się na hall, gdzie Rudy popchnął Adlera na wiszącą na ścianie gaśnicę, która spadła na podłogę i zaczęła tryskać pianą. Szamotali się dalej, z powrotem w pokoju, gdzie w kolei Popcorn rzucił Axla na szklaną szybę stołu, która rozbiła się pod jego ciężarem. Rudy podniósł się, przycisnął Stevena do podłogi i skopał mu tyłek. Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Duff z Izzy'm. Axl siedział na Stevenie i wypłacał mu ciosy w twarz. Pokój wyglądał jak pobojowisko - rozbita szyba, przewrócony telewizor.
- Zajebiście Axl, może po prostu zabij naszego perkusistę, nic się nie stanie, podpisujemy dzisiaj tylko kontrakt - powiedział Izzy. Zanim dotarliśmy do Geffen Axl i Steven ściskali się i wyznawali sobie miłość. O 16:50 byliśmy pod wieżowcem w centrum L.A.
- Dzień dobry. Jesteśmy Guns - zaczął Slash.
- Wiem, wiem - przerwała mu sekretarka. - Proszę na 6 piętro do pokoju nr 69. - Pokazała nam windę i z uśmiechem życzyła powodzenia.
- Sze, sze, sześćdzie, sześćdziesiąt dziewięć! - wydukałam przez śmiech. Dotarliśmy na właściwe piętro i ruszyliśmy w stronę pokoju 69.
- Poczekam tu - powiedziałam patrzą na rozwieszone na ścianach płyty Aerosmith i The Cure.
- Nie, chodź - jęknął Slash.
- Tak. To wy podpisujecie kontrakt, nie ja. - Wysiliłam się  na uśmiech.
- No.. ok. - Przytuliłam każdego, a McKagan klepnął mnie w tyłek.
- Tak na szczęście - mruknął i zniknęli za drzwiami. Usiadłam na krześle i wzdychałam do zdjęcia Aerosmith. Bella, cały korytarz jest w zdjęciach i płytach. Podniosłam swój szanowny tyłek i zaczęłam spacerować wzdłuż korytarza. Jeezu, ich podpisy. Bożem bożem, bożem. Dotykali tego! Podskoczyłam kilka razy z radości. Całe moje złe samopoczucie zniknęło.
- Słoneczko, wszystko w porządku? - usłyszałam czyjś niski głos.
- Jasne. Nie zawsze widzę rzeczy, których dotykali Aerosmith. Mogę sobie poskakać z radości - odparłam nie odwracając się.
- Ja nie skaczę z radości, kiedy Steven liże mnie po twarzy. - Spojrzałam na mojego rozmówcę i o mało nie dostałam zawału. Przede mną stał pierdolony kurwa Joe Perry. O kurwa.
- Ja pierdolę - mruknęłam cicho.
- Joe Perry, miło mi poznać - podszedł do mnie.
- Isabella Plant. Tobie miło, a ja orgazmu zaraz dostanę.- Uśmiechnął się.
- Jesteś spokrewniona z Robertem?
- Nie. - Spojrzałam na jego rozpiętą koszulę. - Mogę?
- Y, jasne. - Dotknęłam lekko jego umięśnionego torsu i ponownie podskoczyłam z radości.
- Zawsze o tym marzyłam.
- Co tu robisz? - Usiedliśmy na podłodze.
- Czekam aż Guns n' roses podpiszą kontrakt.
- Ooo, to nie będę ci psuł niespodzianki.
- Jakiej niespodzianki?
- Dowiesz się. - Nalegałam ale pozostał nieugięty. Powiedziałam mu trochę o sobie,a potem on opowiedział mi o życiu w zespole. Prawie zsikałam się ze śmiechu, kiedy Steven poszedł do łóżka z transwestytą i nie zorientował się.
- Jej wielkie, zielony balony, powiedział. A ja nie Steven, żadne melony, chodź do..
- MAMY SKURWIELA! - krzyknął Axl, przerywając Joe. Wstałam i rzuciłam się na szyję Izzy'emu. Wszyscy mieliśmy banany na twarzach. Stres przed południem? Jaki stres? Ktoś się stresował? 
- I-i-i-i-i je-je-jedziemy w t-t-trasę - jąkał się Slash.
- To super!
- JEDZIEMY Z AEROSMITH! - wydarł się Duff. Zaczęłam piszczeć McKagan'owi do ucha, który wziął mnie na ręce.
- A wiesz co jest dla ciebie jeszcze lepsze? - zapytał Axl.
- Nie, co? - Zaszłam z Duffa.
- Ty i Michelle jedziecie z nami! - Osunęłam się zszokowana po ścianie. Jadę w trasę koncertową z Gunsami i Aeromith. Jak wrócę mogę umrzeć.
- Kiedy? - zapytałam, kiedy do mnie dotarło.
- Za dwa dni. O 10 rano - odparł Steven.
- Boże - mruknęłam i opuściliśmy biuro Geffen.
- No to idziemy chlać - stwierdził Rudy.
- Ja nie idę. Chcę powiedzieć Michelle i zacząć się pakować.- powiedziała.
- Nie napijesz się z nam i za kontrakt?
- Będzie jeszcze nie jedna okazja. Do zobaczenia. - Pocałowałam każdego z Gunsów i zawahałam się  przy Perrym.
- No? - Zrobił dzióbek z ust. Cmoknęłam go lekko i udałam się do Michie.
- GUNSI MAJĄ KONTRAKT I JADĄ W TRASĘ Z AEROSMITH! -wrzasnęłam kiedy otworzyła mi drzwi.
- BOŻE! BOŻE! BOŻE! - Przytuliła mnie mocno.
- A teraz słuchaj uważnie. W środę o 9 masz się stawić pod Hellhouse z torbą. MY TEŻ JEDZIEMY!
- Jak to?
- Tak to. Pakuj się i do zobaczenie za dwa dni. - Pocałowałam ją i wróciłam do domu. Rzuciłam się na lodówkę, bo owoce wyrzygałam. Byłam cholernie głodna. Zrobiłam sobie 2 kanapki z masłem orzechowym, serem żółtym, dżemem, jogurt jagodowy z płatkami i kawałek ciasta rabarbarowo truskawkowego. Usiadłam przy stole po drodze włączając KISS. Zabrałam się za wpierdalanie, ale po pierwszym gryzie ktoś mi przerwał pukaniem do drzwi.
- Kurwa, jem - powiedziałam otwierając drzwi.
- Witaj kochanie! Jak żyjesz?! - powiedział Sebastian.
- Przerywasz mi jedzenie. - Bez zaproszenia wszedł i poszedł do kuchni.
- Zjesz to?
- Jasne, nic dziś nie jadłam.
- Czym tak zajęta byłaś? - zabrał mi jedną kanapkę.
- EJ - Spojrzałam oburzona jak je część mojego śniadania/obiadu/kolacji. - Wróciłam o 13 z imprezy u Gunsów, zjadałam sałatkę owocową, wróciłam do Hellhouse, rzygałam śniadaniem, poszliśmy do Geffen gdzie chłopcy podpisali kontrakt, a ja poznałam Joe Perry'ego. Przed chwilą wróciłam i jem.
- POZNAŁAŚ PERRYE'RGO?
- Tak, chyba tak. Dotknęłam go. - Dokończyłam kanapkę i wzięłam jogurt.
- Szczęściara. Daj trochę. - Podałam mu łyżkę z płatkami.
- A i Gunsi jadą w trasę z Aerosmith, a ja i Michelle z nimi - dodałam siląc się na obojętny ton.
- Kurwa - Bach siedział z otwartymi ustami. Umazałam go w nos serkiem. - Ej!
- Dobra, dobra. - Dałam mu chusteczkę.
- Kiedy jedziecie?
- W środę- Skończyłam płatki i wstawiłam naczynia do zlewu. - Chodź do salonu. - Zabrałam ciasto i usiadłam na kanapie. Sebastian umoczył paluchy w placku zabierając mi pół. - Chuju - mruknęłam ze smutną miną.
- Masz jeszcze w lodówce. - odparł oblizując palce.
- Faktycznie. Na ten kawałek naplułam. Smacznego. - Zaczął udawać, że się dusi. Zaczęłam się śmiać.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - rzucił z ironią. Kaseta KISS się skończyła.
- Rusz dupę Bach i włącz coś - mruknęłam.
- Sama nie możesz?
- Nie chce mi się. - Westchnął głośno, ale włączył winyl Aerosmith. - O boże, już nie długo ich poznam.- Baz przewrócił się na mnie udawając omdlenie.
- Och! Bella! Duszno mi. Głowa mnie boli. Och! Chyba tracę przytomność. - Przygniótł mnie mocniej.
-  SIUSIAKU GŁUPI! ZŁAŹ!- wrzasnęłam.
- CO?!
- SIUSIAKU! KUPO! ZEJDŹ!
- CO?! NIE SŁYSZĘ?
- SIUSIAKU! GNIECIESZ MI CYCKI! ZEEEEJDŹ!
- Dobra, już. - zszedł ze mnie i podskakując śpiewał - Jestem siusiakiem, siusiakiem jestem! Jestem, jestem siusiakiem!
- Wątpię w ludzkość. Usiądź sobie może. - Zrobił tak.
- Jak twoje cycki? - zapytał gapiąc się na nie. 
- Dobrze - mruknęłam ściskając je.
- Też mogę?
- Jasne. - Zaczął mi macać cycki.
- Fajne.
- Wiem. - Pierdoliliśmy jeszcze trochę o jakiś głupotach, kiedy zobaczyłam, że jest 23.
- Kurwa, miałam się pakować i spać. Kurwa, kurwa, kurwa.- powiedziałam.
- Masz całe jutro.
- Na pakowanie. A na spanie, miałam mieć tą noc.
- Mogę spać z tobą? - Zrobił maślane oczy.
- Noooo, dobrze, ale śpimy jak normalni ludzie.
- No pewnie. - Zabrałam pidżamę i poszłam do łazienki.  Myłam włosy, kiedy do łazienki wszedł Baz w samych bokserkach.
- WYPIERDALAJ BACH! - krzyknęłam.
- Umyję tylko zęby - powiedział. Prychnęłam sobie gniewnie pod nosem i spłukałam z siebie pianę. Owinęłam się ręcznikiem, a moje miejsce pod prysznicem zajął Sebastian. Szybko umyłam zęby, założyłam koszulkę The Cure, majtki i śmiejąc się wyszłam gasząc światło.
- BEEEEEELLA! - zawył.
- TEŻ CIĘ KOCHAM! - Poszłam do sypialni i wlazłam pod kołdrę. Gapiłam się w sufit i wpierdalałam żelki, które były na szafce nocnej.
- Jak mogłaś?- zapytał Bach wchodząc do pokoju. - Wiesz, jak się poczułem? Sam w ciemnej łazience? Jesteś straszna. - Smutno mi się zrobiło.
- Przepraszam. Kocham cię. Nie chciałam. Przepraszam. Dam ci żelków. Chodź. - Podniosłam kołdrę. Wszedł mi do łóżka.
- Ale jesteś cieplutki. - mruknęłam wtulając się w niego.
- A ty zimna.
- Może jestem trupem?
- Trupy nie gaszą światła w łazience.
- Tytyryty - Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Byłam cholernie zmęczona. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Bella - Zaczął kiedy prawie spałam.
- Śpiem.
- No ej.
- No co? Jest noc to śpiem 
- Załatwisz mi autograf Stevena Tylera?
- Jasne, a teraz śpij. - Tak zrobiliśmy.
_______________________________________________________________________________

 Kurde, nie mogę się doczekać kiedy dodam 12 rozdział.
Miło by było gdybyś ktoś zostawił znak, że mu się podoba. :3
































wtorek, 21 maja 2013

Angel down 9

Stephanie66266 och, nie. Nic z tych rzeczy. Bella jest po prostu chora psychicznie, tak samo jak Ty i ja. DZIĘKUJĘ ♥
Jackie Stradlin Ja zaczynam kochać Ciebie B)) Teksty rodzą się w mojej oczywiście normalnej głowie. DZIĘKUJĘ ♥
MichelleV.   DZIĘKUJĘ ♥

I już ponad 2.000 wyświetleń. Kocham Was <3 




*** rok później **
Wyszłyśmy ze szkoły i dostałyśmy po oczach słońcem.
- A! Kurwa! Moje oczy! - krzyknęła Michelle przykładając ręce do twarzy. Roześmiałam się i wyciągnęłam z torby okulary przeciwsłoneczne.
- Jak ci poszło? - zapytałam.
- Mam nadzieję, że drugi raz nie będę musiała pisać matury. To straszne, taki kurwa stres. W ostatnim tygodni wypaliłam więcej fajek niż przez cały życie. Ale napisałam wszystko oprócz 7 zadnia. Opłacało się kuć po nocach. A tobie?
- Dobrze. Napisałam wszystko. Ale weź mi już nie przypominaj. To był KOSZ-MAR! Chodźmy na lody. Stawiam- powiedziałam i dopiero po chwili zrozumiałam jak to zabrzmiało.
- Stawiasz? Komu? Duffowi? Izzy'emu? Vince'owi? Sebastianowi? - wydusiła Michelle przez śmiech.
- A ty? Komuś jeszcze, czy tylko Axlowi?
- Ha. Ha. Ha. Chodźmy na lody z zamrażarki.- Poszłyśmy do najbliższej kawiarni i zamówiłyśmy po pucharku lodów czekoladowych z bitą śmietaną. Trzeba się odstresować. W sumie od roku nic specjalnego się nie zdarzyło. Mogę powiedzieć, że żyję w otwartym związku z Gunsami, Skidami i Motley. Seks po przyjacielsku. Tylko Axla nie ruszam (i oczywiście Slasha) Zdarzało nam się pod wpływem całować, ale nic więcej. Niby nie są z Michie parą, zdarza jej się przespać z kimś innym niż Rudym, ale często się spotykają i źle bym się z tym czuła. Jakbym zdradzała przyjaciółkę.
- Będziemy grube - mruknęła Chelle.
- Trudno. Kocham słodycze.- Zjadłyśmy lody i poszłyśmy do mnie po drodze śpiewając na cały głos ''Sweet chidl o' mine". Ludzie dziwnie patrzyli, a jeden chłopak krzyknął do nas '' Welcome to the jungle!" Michelle trochę u mnie mieszka. Tylko trochę. Ma u mnie trochę ubrań, książek, płyt i szczoteczkę do zębów, ale częściej śpi u siebie. W sumie to mam jedną szafę, w której są rzeczy moich przyjaciół/braci/partnerów seksualnych. Michelle przebrała się z galowych ciuchów i poleciała włączyć The Rolling Stones.
- Która godzina? - krzyknęłam z sypialni zakładając koszulkę Motley Crue. Nie odpowiedziała. Tak, słuchaj głośniej muzyki. - MICHELLE!- próbowałam przekrzyczeń Micka Jagger'a. - Kurwa - mruknęłam i zakładając spodenki przeszłam do salonu. Ściszyłam płytę - Ogłuchniesz kurwa! Która godzina?
- 15:27. Idziemy gdzieś?
- Proponuje Hellhouse, a potem się zobaczy. - Założyłyśmy trampki i wyszłyśmy na klatkę schodową. Zamknęłam drzwi, a dziewczyna wskoczyła mi na plecy.
- HEY-HO, LET'S GO! Naprzód Izzy! - krzyknęła.
- Serio? Złaź! Nie będę cię nosić. - Zgrabnie zeskoczyła i ze smutną miną podreptała za mną na dół.
- Kupisz mi Danielsa? - zawyła.
- Jak mnie podrapiesz po plechach - odparłam wchodząc do monopolowego.
- Wieczorem. I chcę lizaka. - spojrzałam na nią z udawanym politowanie i kupiłam malboro. Wróciłyśmy na chodnik. Podałam jej jednego papierosa i za chwilę zaciągałam się swoim. Uzależniłam się od nikotyny. Dotarłyśmy do Piekielnego Domu. Rudy siedział w swoim pokoju obrażony, a reszta w salonie. Przywitałyśmy się, usiadłam Izzy'emu na kolanach i zabrałam mu gitarę. Zaczęłam grać i śpiewać ''Friends'' Zeppelinów, a po chwili do łączył się Duff i Michelle. Wydzieraliśmy się tak głośno, że szanowny pan Rose, zawitał do nas ze swoim szanownym tyłkiem.
- Ja jestem wokalistą i ja będę śpiewał - rzucił wesoło. - Zagraj mi ''Mama kin'' - zwrócił się do mnie. Nawet się nie ruszyłam. - No bez kitu. Zagraj mi.... Proszę - dodał po chwili. Z uśmiechem zaczęłam i pokój wypełnił się głosem Rose'a. Spędziliśmy w taki sposób dobre 3 godziny, wymieniając się instrumentem.
- A pamiętacie, że gramy dziś koncert? - zapytał Adler. Przez pokój przeszedł cichy pomruk ''kurwa''.
- KURWA! CHUJE! RUSZAĆ DUPY! ZA MINUT GRAMY! - wrzasnął McKagan i wszyscy zaczęli zbierać instrumenty.
- Ej! Czekajcie! Nie mogę znaleźć pałeczek - usłyszeliśmy Stevena stojąc przed domem. Zaczęły się poszukiwania i dostałam kuchnię. Znalazłam zgubę w ... lodówce. Matko,Steven, kochanie. 
- MAM! - krzyknęłam i wybiegliśmy z domu. Do Rainbow całą drogę biegliśmy i byliśmy na miejscu o 19:27. Gunsi polecieli na scenę, a my poszłyśmy do baru po wodę.
- Popcorn to, kurwa na swój pogrzeb zapomni przyjść. Sierotka. -mruknęła Michie. Zaczęłyśmy się śmiać i  kiedy usłyszałyśmy  gitary Slash i Izzy'ego, bass Duffa, talerze Stevena i głos Axla. Obejrzałyśmy koncert, który jak zwykle był nieziemski, komentując zachowanie Axla. Potem zamówiliśmy alkohol i siedzieliśmy przy Gunsowym stoliku, kiedy zauważyłam Sebastiana przy barze. Podeszłam do niego i przytuliłam mu się do pleców.
- Kurwa! - krzyknął i odwrócił się.
- Co tak impulsywnie?
- Przepraszam. Czasem podchodzą do mnie geje, bo ''jesteś taki piękny'' - zakreślił w powietrzu cudzysłów- Chcą się ruchać. To straszne.
- Oooh sierotko. To te włosy i delikatne rysy twarzy. Mi też się podobasz. Jestem z Gunsami i Michelle. Dołączysz się do nas?
- No pewnie. Moi chuje wymyślają nową piosenkę, ale nie pozwalają mi śpiewać.- pożalił się i poszliśmy do stolika. Axl zajął się Michie, by po chwili zniknąć z nią w łazience, Duff butelką, taki samotny, Steven z Izzym ćpali, a Slash rozmawiał z Sebastianem. Dołączyłam do ćpunów i wciągnęłam kreskę.
- Izzy - zachichotałam - Czemu tak kiwasz głową? - spojrzał na mnie przekrzywiając głowę. Znowu zachichotałam.
- Jestem gołębiem - odparł.
- A ja żyrafą! Patrz jaką mam szopę na głowie - Steven potargał sobie włosy. - Mogę być saksofonistą w AC/DC.
- A ja jestem królikiem - poruszyłam nosem. - Może Steven Tyler przyjmie mnie do Aerosmith, żebym graja na skrzypach.
- Steven Tyler gra na perkusji u Metalliki - stwierdził Stradlin.
- Faktycznie, chyba pomyliłam go z Mickiem Marsem. Hihihihi. - Przytuliłam ich. - Kocham was.
- My też kochamy pandy. - odpowiedział Steven. Wybuchnęłam śmiechem bo we włosach Slasha siedział mały Muminek. Później przenieśliśmy się do Hellhouse, a Duff po drodze udawał, że jest karetką i wył.  Tam ćpania i picia ciąg dalszy. Gadałam ze Slashem o krasnoludkach i opowiadałam mu o mieszkańcu jego włosów.
- Chodź ze mną do ogródka. - powiedział.
- Ja polecę na miotle - odparłam. Skończyło się na tym, że jednak poszłam tam na nogach bo nigdzie nie było miotły.
- Co tu jest? Mała Mi? Włóczykij? Predator? - zapytałam.
- O tu - pokazał ręką kawałek trawy - wylądował kiedyś statek kosmiczny, z którego wyszedł jezus i przemówił do mnie.
- Dobra, stary. Nie martw się, hihhihihihi.- mruknęłam i wróciłam do salonu. Usiadłam obok Izzy'ego i zaczęłam macać go po kieszeniach.
- Czego szukasz? 
- A co masz?
- Kokaina się skończyła. Mam coś specjalnego. - Podał mi biały woreczek. Zażyłam zawartość i dostałam napadu śmiechu.  Przewróciłam się na Sebastiana, a on razem ze mną. Tarzałam się po podłodze śmiejąc się. Opanowałam się, ale z ćpuńskim uśmiechem, wpiłam się Bachowi w usta.Pociągnął mnie na swoje kolana i wplotłam dłonie w jego włosy. Naparłam mocniej na jego wargi, zmuszając aby je rozchylił. Złączyliśmy języki w namiętnym tańcu. Straciłam koszulkę po czym poczułam lekkie acz stanowcze szturchnięci w ramie. Oderwałam się od Sebastiana i spojrzałam na Duffa.
- Chcę was uświadomić, że jesteście na podłodze w salonie - powiedział. Faktycznie. Gdyby nas nie poinformował zapewne pieprzylibyśmy się przy wszystkich. Wstaliśmy z ziemi i poszliśmy do pierwszego lepszego pokoju. Baz zamknął drzwi i przycisnął mnie do nich swoim ciałem. Wróciliśmy do swoich ust i zmusiłam Sebastiana żeby mnie podniósł oplatając go nogami w pasie. Przeniósł wargi na moją szyję, a ja zdjęłam mu koszulkę. Położył mnie na łóżku, odpinając biustonosz, nachylił się i delikatnie zaczął lizać moje piersi. Z ust zaczęły mi się wydobywać ciche jęki i zabrałam się odpinanie jest paska. Wstał na chwilę, zdjął spodnie i został w samych bokserkach, które COŚ wypełniało. Zagryzłam lekko wargę i usiadłam mu na biodrach całując, liżąc i gryząc jego tors. Kręciłam delikatnie biodrami, ocierając się tyłkiem o jego męskość. Zdjęłam mu bieliznę i powoli polizałam go po przyrodzeniu patrząc mu w oczy. Warknął gardłowo, co mnie jeszcze bardziej podnieciło. Zdjął resztę moich ubrań i napięcie w mięśniach brzucha stało się nie do zniesienia.
- Kurwa, Sebastian. Długo jeszcze? - jęknęłam. Uśmiechnął się w ten Bachowy sposób i poczułam jak we mnie wszedł. Krzyknęłam mu w usta. Wygięłam się w łuk i zadzierałam biodra, żeby poczuć go jeszcze głębiej. Jęczałam jak pojebana wbijając mu paznokcie w plecy. Doszliśmy prawie w tym samym momencie. Opadłam na łózko przytulając się do Sebastiana. Pocałował mnie w nos i podał mi papierosa.  Wypaliłam, ubrałam się i jak gdyby nigdy nic wróciłam do salonu. Usiadłam obok Stevena z butelką Danielsa.
- Wiesz, Ela, też myślałem żeby wyrzucić tego frajera Redmana w kupę, ale w sumie to on dużo umie. Tak, Tommy Lee i jego kutas. Racja, trolle muszę wiedzieć. Ale on ma dużeeego! Tak, zjedzmy jednorożca. - powiedział Popcorn.
- Steve, nie ćpaj już - odparłam kładąc mu rękę na ramieniu.
- ZRÓBMY POCIĄG! - krzyknął Slash.
- Super, ciuch - ciuch! - zawtórował mu Duff.
- TAK! Pierdolony Kuba Rozpruwacz! - dodał Axl.
- W ciuchci był Kuba Guzik - poprawił go Slash.
- Jeden chuj. - Związaliśmy się sznurkiem i udawaliśmy pociąg biegając po Hellhouse.
- A ja kurwa jestem kontrolerem! Nie macie biletów, więc wypierdalać - powiedział Izzy.
- Jeb się. Wiesz kim ja kurwa jestem? Axl Rose! Mogę wszystko. Mogę jeździć bez biletu i chodzić na czerwonym świetle. Hy? Spierdalaj. - Pobiegliśmy dalej aż tu niespodziewanie lina się przerwała. Pociąg się zepsuł. Zasmuceni zaczęliśmy poprawiać sobie humor alkoholem.
- Bells - powiedział mi do ucha Steven. - Mam coś fajnego, chodź. - Poszłam za nim do łazienki, gdzie podał mi dwie różowe tabletki. - Trzymaj pod językiem. - Tak zrobiłam. Kiedy się rozpuściły weszłam do wanny, w której siedział Popcorn. Zamknęłam oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam zawsze kremowe kafelki zmienił się w zielone. O kurwa.Wszędzie były drzewa i małpy. Po podłodze zapierdalały krasnoludki w tęczowym rydwanie. Gonił je lew z głową konia. Woda w wannie zmieniła się w wódkę i pływały w niej koniki morskie.
- Umm, Slash lubię jak mnie pieprzysz - wymamrotał Steven.
- Ja też to lubię. - Potem przyszedł do nas Izzy i odbyliśmy bardzo ciekawą ćpuńską rozmowę o pudlach i Kubusiu Puchatku.
___________________________________________________________________________________
TA DAM! Oczekuje chwalebnych komentarzy :--))



























czwartek, 16 maja 2013

Angle down 8

Kurwa, jak mi jest cholernie miło jeśli ktoś czyta i komentuje te moje chore pomysły. Jak czytałam komentarze pod ostatnim postem to się poryczałam ze wzruszenia. Dziękuję bardzo


Pierwszym uczuciem, którego doświadczyłam po przebudzeniu był okropny ból głowy. Czaszka pękała raniąc mózg odłamkami kości. Potem suchość w gardle i ból w udzie. Spojrzałam na swoje nogi i zauważyłam Izzy'ego, który spał wbijając mi łokieć w skórę. Zwlokłam się z kanapy, spychając z siebie rytmicznego i podreptałam w kierunku łazienki. Nie pamiętam jak jak to się stało, ale wylądowałam w Hellhouse. Lepiej tu niż na ulicy. Zobaczyłam się w lustrze i przeraziłam. Każdy włos w inną stronę i rozmazany makijaż. Przemyłam twarz wodą mając nadzieję, że się ogarnę, ale tylko pogorszyłam sprawę. Jebać to. Poszłam do kuchni gdzie zastałam Rudego z kubkiem kawy. Wyglądał jakby nic wczoraj nie pił.
- Nie masz kaca? - zapytałam siadając na blacie.
- Lata praktyki - odparł podając mi butelkę wody.
- Dzięki - mruknęłam i wypiłam całą zawartość opakowania. Zobaczyłam tabletki przeciw bólowe na stole i wzięłam 4. Ból zaczął ustępować.
- Rudyy - zaczęłam.
- Co? - zapytał mieszając jajka w misce.
- Gdzie Michelle?
- U mnie - odparł wlewając mleko do jajek.
- Czemu?
- Spała u mnie.
- Spała u ciebie, czy spała z tobą?
- Spała ze mną.
- Pieprzysz?!
- Nie. Tak. Pieprzyłem.- Walnęłam głową w stół. Jak to? Rudy? Michelle? Ale przecież...
- Żartujesz? - zapytałam w lekkim szoku. Zaczęłam się martwić o Chelle.
- Boże, Bella. Tak trudno zrozumieć? Ja, zajebisty, najprzystojniejszy, wokalista z zajebistym głosem Axl Rose, i twoja przyjaciółka, Michelle Marsh, uprawialiśmy seks.- spojrzał na mnie z politowanie i rozbawieniem.
- Jak to? - nie mogłam uwierzyć. Michie, jest zbyt wrażliwa.
- Ehh. Ludzie tak robią. Wiesz co to jest seks? Mężczyzna ma penisa, a kobieta...
- JUŻ! Zamknij się. Wiem przecież. - przerwałam mu. - Chodzi mi tylko o to, że Michie, jest wrażliwa, przejmuje się, i jeżeli potraktowałeś ją jak laskę na jedną noc to ci urwę jaja. Skrzywdź ją, a to zrobię.
- I czym będę ruchać? - spiorunowałam go spojrzeniem. - Tak poważnie to polubiłem Michie. Nie myślę o niej jak o dziwce. Nie martw się - powiedział wlewając zawartość miski na patelnię. Pomieszał tam trochę i zrobił mi kawę. Dostałam jajecznice. Spróbowałam.
- Vince robi lepszą - mruknęłam sama do siebie, a że było cicho to Axl usłyszał. A teraz się tłumacz głupia. Kretynka. 
- Jadłaś z Neil'em śniadanie? - zapytał podejrzliwie. Rudemu chyba mogę powiedzieć. Mozę będzie trzymał gębę na kłódkę.
- Tak.
- Spałaś z nim - stwierdził.
- Jak komuś powiesz, a zwłaszcza Slash'owi to nie żyjesz.
- WIEDZIAŁEM! - krzyknął uradowany.
- Co cię tak cieszy?
- Wygrałem 50 dolców. - spojrzałam na niego pytająco - Założyłem się z Tommym. -boże- Twierdził, że nie dasz blondynowi, a tu niespodzianka!
- Wiesz, że jesteś głupi?
- Głupi, ale z 50 dolarami.- szczerzył się jak Popcorn.
- Boże - po raz kolejny uderzyłam głową w stół. Poziom inteligencji Rudego mnie przerażał.
- A jak było z Vincem? - zapytał kiedy podniosłam głowę.
 - Vince nie gustuje we wrednych, rudych chłopcach, ale myślę, że mógłby zrobić wyjątek. Masz kobiece rysy twarzy i zgrabny tyłek. Jakby zamknął oczy, albo jak byś założył torbę na łeb to mógłby cię chyba zerżnąć - powiedziałam i zaczęłam się śmiać po wyobrażeniu sobie takiej sytuacji.
- Wal się - mruknął obrażony.
- Oouu, chyba ugodziłam w dumę i dużeeee ego pana Rose'a.
- Tytyryty - odburknął. Dusiłam się ze śmiechu, a on obrażony konsumował swoje śniadanie. Po chwili do kuchni wtoczył się Duff z Izzym.
- Kurwa, moja głowa. Jezuuu, boli. - wyjęczał basista siadając. Izzy wyglądał i chyba czuł się lepiej.
- Cześć Bella - powiedział i pocałował mnie.
- Kurwa! - krzyknął Axl.
-Chuju, zamknij się. Chcesz rozjebać swojemu basiście łeb? - mruknął Duff.
- Ty tak z każdym?- zapytał mnie Rudy. Boże, jaki kretyn.
- Tak Axl. Jeszcze ci się nie chwaliłam. No pacz. To się chwalę. Zostałam groupie Guns n' roses i Motley Crue - zaironizowałam i wróciłam do ust Izzy'ego. Przerwała nam Michelle, która weszła do kuchni i klepnęła mnie w tyłek.
- Hej Michie, mała zdziro. Czemu mnie zdradzasz z Rudym? - zapytałam.
- Oj, Bella. Ty też mnie zdradzasz. - Izzy zrobił kolejną porcję jajek dla siebie, Michie i Duffa, który ratował głowę wodą i tabletkami.
- Masz niegrzeczny język Bells - powiedział McKagan z tajemniczym uśmiechem.
- Uświadom mnie bo nie wiele pamiętam - odparłam.
- Zapoznał się z moimi ustami, językiem i przyrodzeniem.
- Co? Obciągałam ci?
- Yhym.
- Nie wierze - po raz kolejny przypierdoliłam głową w stół. Duffowi? Kurwa, żyć mi nie da. Po co piłam, po co ćpałam?
- Dobra jesteś.
- Super. Dzięki. To powód do dumy. Zrób z tym ulotki i roznieś po Sunset - odpysknęłam.Co L.A. ze mną zrobiło?Posiedziałam jeszcze trochę w kuchni Gusnów po czym zaczęłam się żegnać i zbierać do domu.
- Idę z tobą - rzucił Izzy i pobiegł do swojego pokoju. Wrócił szybko niosąc na plecach futerał z gitarą. Wyszliśmy kierując się do mojego mieszkania.
- Naprawdę to zrobiłam? - zapytałam.
- Co?
- Z Duffem.
- Tak, ale nie przejmuj się. Nie ma czym. - objął mnie.
- Łatwo ci mówić. To nie ty miałeś kutasa McKagana w ustach.
- Kiedyś ci opowiem. - mruknął cicho.
- Co mi opowiesz?
- Przyjdzie na to pora.
- Proszę, Izzy - zrobiłam maślane oczy, ale został nie ugięty. Na schodach wpadliśmy na Bolana.
- CZEŚĆ RACHELKU! SŁONECZKO TY MOJE, KTÓRE ROZŚWIETLASZ MI KAŻDY DZIEŃ! - krzyknęłam rzucając mu się na szyję.
- Cześć Bella. Księżniczko moja, która mnie tak bardzo wkurwia, ale i tak ją kocham - uścisnął mnie z durnym uśmiechem. - Hej Izzy.
- Czołem - mruknął Stradlin.
- To wy się znacie?
- Wiesz, słonko. Każdy zespół z Sunset się zna - uświadomił mnie Wujek Dobra Rada Rachel.- Wkurwiająca księżniczko idź się umyć bo masz rozmazany makijaż. - Weszliśmy do mnie i od razu pobiegłam do łazienki. Zmyłam tusz, cienie, wzięłam prysznic i 3 razy dokładnie umyłam zęby. Jak na mnie przystało, bardzo inteligentnie, nie zabrałam ubrań z sypialni. Zawinęłam się w ręcznik i wychyliłam głowę z łazienki.
- IZZY!
- CO?
- Najwspanialszy gitarzysto przyniesiesz mi ciuchy z pokoju?
- Jakie lizusie?
- Wybierz coś.
- Ok. - schowałam głowę do łazienki i czekałam. W sumie mogłam iść tam sama, ale nie uśmiechało mi się paradowanie w samym ręczniku przy dwóch niewyżytych seksualnie rockmenach. Po chwili przyszedł Stardlin z ubraniami.
- Patrz, jaki ładny stanik znalazłem - powiedział i zaczął mi machać przed nosem czerwoną koronką. Boże.
- Kupię ci taki na urodziny, a teraz wypierdalaj bo chcę się ubrać - wypchnęłam do z łazienki i założyłam czarne szorty i koszulkę z Morrisonem. Poszłam do salonu gdzie Izzy i Rachel pogrywali coś na gitarze i wpierdalali słodycze. MOJE słodycze.
- Chuje! czemu żrecie moje słodycze? - zapytałam.
- Dla zabawy - odparł Bolan.
- Takie śmieszne, że zaraz będziecie musieli kupić mi nowe.
- To się kupi. - Cały Izzy. Usiadłam obok słuchając jak grają. Uratowałam sobie paczkę żelków i przy riffach odgryzałam misiom haribo głowy. Nie zauważyłam kiedy przestali grać.
- O nie! Oszczędź mnie! Zostaw mi głowę! O nie, misiu. Jesteś mordercą. Zasługujesz na karę! NIE! Obiecuję już nigdy nie ugotuję żadnego elfa. Nie wieżę w to! SKRÓCIĆ O GŁOWĘ! - prowadziłam dialogi sama ze sobą. Poczułam lekkie szturchnięcie w ramię.
- Czego kurwa? Zabijam misie? - krzyknęłam na Izzy'ego. Jeszcze nie do końca wyrwałam się ze swojego świata. Czasem zastanawiam się czy jestem normalna? Może mnie ktoś kiedyś upuścił?
- Czy aby na pewno wszystko w porządku? - zapytał Stradlin.
- Tak - odparłam i pobiegłam do odtwarzacza i włączyłam Aerosmith. - SING WITH ME, SING FOR THE YEARS. SING FOR THE LAUGH AND SING FOR THE TEARS! SING WITH ME, IF IT'S JUST FOR TODAY! MAYBY TOMORROW THE GOD LORD WILL TAKE YOU AWAY! DREAM ON! DREM ON! DREAM ON!!! - wrzeszczałam jak pojebana.
- BELLA! Zamknij się. Tylerem to ty nie jesteś - powiedział Bolan. Energia na chwilę mnie opuściła i usiadłam na fotelu. Izzy patrzył na mnie przez chwilę z troską, ale potem zaczął grać.
- Idzie sobie Johny, w ręku ma kutasa, choć ma jedno jajo, na rodeo hasa! - śpiewałam w rytm gitary. Chłopcy nawet nie zwrócili na mnie uwagi, chociaż zauważyłam na ustach Izzy'ego lekki uśmiech. Spojrzałam na Bolana, ale zamiast jego głowy zobaczyłam łeb konia. Zaczęłam się śmiać i spadłam na podłogę. Tarzałam się po niej i machałam nogami. Nie wiem ile to trwało, ale jak się ogarnęłam to miałam całe mokre policzki. Chyba powinnam iść do psychiatry. Wstałam z podłogi i udając konia popatajałam do sypialni gdzie jebał się na łóżko wsadzając głowę pod poduszkę. Dostałam napadu śmiechu, ale poduszką go stłumiła. Co mi kurwa jest?
- WALK THIS WAY! - krzyknęłam i zapaliłam czerwone malboro. Po wypaleniu 3 wróciłam do salonu. Wepchnęłam mój zajebisty tyłek między zajebiste tyłki Izzy'ego i Rachela.
- Kocham was - powiedziałam przytulając się i zaczęłam płakać. Bez powodu. Może mam wahania nastrojów jak Axl? Izzy posadził mnie u siebie na kolanach.
- Boże, kobieto, okres masz? - zapytał Bolan. I dlatego bardziej wolę Stradlina. Z Rachelem można pogadać, wysłucha mnie, ale nie zawsze rozumie. Izzy, nawet jeśli nie rozumie to nie rzuca głupich komentarzy. Uspokoiłam się i poprosiłam żeby mi zagrali ''Stairway to heaven'' co zrobił Izzy.
- Dziękuję. Kurde, chciałabym umieć tak grać - powiedziałam.
- Przecież wiesz, że mogę cię nauczyć. I nie tylko ja, ale i Slash, Rachel, Scotti, Snake, Mick. Tylu gitarzystów dookoła - odpowiedział Stradlin. W sumie, prawda. Będę się musiała uśmiechnąć.
- Może zaczniemy już dziś. Pójdę po Hilla i Sabo - zaoferował Rachel.
- Nie - zaprotestowałam szybko.- Nie chcę się kompromitować.
- Jak wolisz. Może już pójdę - powiedział i pocałował mnie w policzek. - Cześć Izzy - i poszedł sobie.
- To zaczynamy? - spytał Stradlin.
- Jestem głodna. Już 15. Gotujemy?
- Umiemy?
- Wodę w czajniku.- odparłam. Roześmiał się.
- Jak masz makaron to zrobi się spaghetti. Nic trudnego. - Poszliśmy do kuchni zaczęliśmy gotować. Oprócz kipiącego makaronu i mojego skaleczona palca poszło dobrze. Po 30 min. jedliśmy jakże pyszny obiad.
- Sukces - mruknęłam. Skończyliśmy jeść i wróciliśmy do gitary.
- Co wiesz o grze? - zapytał.
- Jak miałam 10 lat to coś grałam, ale nie wiem ile pamiętam. - Okazało się, że pamiętałam wszystko i szybko załapałam. O 21 byłam gotowa grać piosenki moich idoli, chociaż niemiłosiernie napierdalały mnie palce. Ale byłam szczęśliwa.
- Chyba starczy. Kurewsko inteligentna bestia z ciebie - powiedział z podziwem Izzy.
- Cicho, bo się zarumienię. Widocznie mam dobrego nauczyciela - pocałowałam go.
- Starczy ci na dziś grania.
- Nie! chcę coś zagrać - wygięłam usta w podkówkę.
- Masz jakieś nuty? - zapytał zrezygnowany. Zerwałam się z kanapy i przyniosłam pierwszą lepszą książeczkę płytową z nutami. - Pewna jesteś? - pokazał mi logo Aerosmith. Kurwa.
- Spróbuje.- Bałam się tego zrobić. Perry jest jednym z moich ulubionych gitarzystów i jak to spierdolę to nie wybaczę samej sobie. Wzięłam się za ''Last child'' ale nie podobało mi się. Co mam się porównywać do Joe?
- Nieźle - mruknął Stradlin z błyskiem w oku. Zapisał mi kartkę nutami i kazał zagrać. Przestudiowałam zapis i niepewnie zaczęłam. Po chwili rozpoznałam ''Walki this way''. Zaczęły mi się podobać dźwięki, który wydobywałam z instrumentu. Zagrałam to dwa razy i byłam z siebie zadowolona.
- Nie wiem jakim cudem tak szybko opanowałaś gitarę. Widocznie 7 lat temu wiele się nauczyłaś i trzeba było tylko wszystko przypomnieć.
- Naprawdę?
- Jasne. Ale teraz muszę wracać do tych pojebów.
- Zostawisz mi gitarę?
- Chyba mogę, ale jutro o 13 mamy próbę więc musisz mi przynieść.
- Albo nie! Pożyczę od Skidów.
- To do zobaczenia. - namiętnie wpił mi się w usta i z uśmiechem wyszedł. Szczerzyłam się jeszcze przez chwilę do siebie, apotem pobiegłam do mieszkania 84.
- Cześć Bells - Sebastian mnie przytulił.
- Jest Scotti? - zapytałam wchodząc do pustego salonu.
- Też się cieszę, że cię kurwa widzę - rzucił z ironią. - Nie ma.
- Kurwa. A Snake?
- Wyszedł.
- Kurwa. Sam jesteś?
- Tak.
- Kurwa. Potrzebuję gitary.
- Musisz tak kurwić. To sobie weź.
- Tak po prostu?
- No a jak? Teraz nie grają.
- Faktycznie - mruknęłam i weszłam do pokoju Hilla. Kurwa, Sebastian to ma czasem pomysły. Wzięłam czarnego Les Paula i zostawiłam karteczkę, że go zabieram.
- Dzięki Sebastian - musnęłam go w policzek i szybko wróciłam do siebie. Całą noc spędziłam na grze mimo, że cholernie bolały mnie palce.




_________________________________________________________________________________
No i jest kolejna część. Ten rozdział miał być kompletnie inny, ale chcieliście Izzy'ego, więc Izzy jest.




















sobota, 11 maja 2013

Angel down 7


Hannah McKagan miałam taki plan, że pierwszy raz z Izzym tak po przyjacielsku, ale wyszło inaczej. ;)
Stephanie66266  Dżizas, otaczają mnie erotomani B))





Obudziło mnie słońce wpadające przez nie zasłonięte rolety, mimo, że miałam zamknięte oczy. Da się tak? Czułam się dobrze. Pierwszy raz od kilku tygodni nie miałam koszmarów i się wyspałam. Leżałam gapiąc się z sufit. Dopiero kiedy senne otępienie minęło zdałam sobie sprawę, że nie jestem w łóżku sama. Zszokowana i przestraszona gwałtownie usiadłam co przypłaciłam ostrym bólem i zawrotami głowy. Opadłam na poduszki i zamknęłam oczy. Kiedy ból minął spojrzałam z kim spałam. Pierwsze co zobaczyłam bo blond kudły. STEVEN?! Nie, nie, nie. Spojrzałam dalej i rozpoznałam Vince'a. Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór, noc i uśmiechnęłam się. Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy. Leżałam tak dopóki nie poczułam, że głaszcze mnie po plecach co oznaczało, że się obudził. I jak mam się teraz zachowywać? Jak gdyby nic się nie stało? Traktować to jako pomyłkę? Nie zawracać mu głowy bo byłam tylko dziwką? Oooch, za dużo tego. Zobaczę co Vince z tym zrobi. 
- Jak spałaś? - zapytał.
- Bardzo dobrze. Od dawna się tak nie wyspałam. A ty?
- W porządku. - Wstałam z łóżka i założyłam koszulkę Vince'a, która była znacznie dłuższa i zakryła mi pośladki. Mruknął nie zadowolony, na co pokazałam mu język. Jestem jak dziecko. Będę jak Adler. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się. Egzystencjonalne nudy. Wyszłam z niej i poszłam do kuchni skąd słuchać było trzaskanie naczyniami i Aerosmith. Zastałam tam blondyna robiącego bodajże śniadanie.
- Chcesz mi kuchnie spalić?- spytałam z uśmiechem siadając przy stole.
- Nie, chcę zrobić śniadanie.
- Pomóc ci?
- Dam radę. - siedziałam i patrzyłam. Robił wszystko ostrożnie, delikatnie i delikatnie. Ze swego rodzaju gracją. Nie, to co ja. Jak nie stłukę talerza to sukces. Wszystko mi wypada albo się rozlewa. Często coś przypalam. Po 10 minutach dostałam przepiękną jajecznice. Byłam taka ładna. I był pomidor, i szczypiorek i tosty. Kurde, zawsze chciałam umieć robić tosty. Kup sobie toster! Fakt, mogę to zrobić.
- Dziękuję - mruknęłam. - Kurde, ładnie to wygląda, szkoda jeść.- Spojrzał na mnie z miną '' Serio?''. Przemogłam się i zjadłam. Pewnie Vince gotuje Motley, bo robi to zajebiście. Sprzątnęliśmy i pogadaliśmy trochę o niczym.
- Będę wracał - powiedział wiążąc trampki.
- Jasne.
- Kiedy się znowu zobaczymy?
- Wtedy kiedy się spotkamy - odparłam jakże inteligentnie. Przygniótł mnie do ściany i namiętnie pocałował.
- Cześć Bella.
- Pa Vince - i wyszedł. Osunęłam się po ścianie i wyszczerzyłam sama do siebie. Byłam szczęśliwa, wesoła. Nawet jeśli potraktował mnie jak dziwkę, nie, nie potraktował mnie tak, bo pytał kiedy się spotkamy. Jestem kimś więcej? Nie, nie mogę sobie robić nie potrzebnej nadziei. Siedziałam tak jeszcze pewien czas uśmiechając się do siebie. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam. Nie chciało mi się wstawać toteż gość otwierając drzwi przesunął mnie po podłodze.
- Bells, co ty odpierdalasz? - usłyszałam i zobaczyłam Slasha.
- Siedzę sobie na podłodze. Nie widać - odparłam.
- Dziwne sobie miejsce wybrałaś - pod mi rękę i wstałam.
- Cześć - pocałowałam go w policzek. - Co cię do mnie sprowadza?
- Wczoraj chciałem z tobą pogadać, ale zniknęłaś - powiedział wyjmując sobie z lodówki butelkę coli. Tak, Slash czuj się jak u siebie.
- No poszłam bo nie miałam co robić - skłamałam.
- Dziwne bo Vince zniknął wtedy co ty - uśmiechnął się porozumiewawczo. Ale dupa. Przecież mu nie powiem, że jego siostra właśnie zaliczyła pierwszy raz z wokalistą Motley Crue. - Jak chcesz mi o czymś powiedzieć to słucham.
- Chyba ty chciałeś o czymś pogadać. Słucham - odparłam wymijająco.
- Kilka wytwórni zaproponowało nam kontrakt - powiedział z dumą.
- Poważnie? Gratuluje.
- No.
- Z kim podpisujecie? - zapytałam. Byłam taka podekscytowana i szczęśliwa, że im się udało. Zasłużyli, bo naprawdę mają kurewski talent.
- Jeszcze z nikim. Axl stwierdził, że najpierw pochodzimy na kolacje i obiady z przedstawicielami wytwórni. Rudy czasem myśli. Bogaci skurwiele zapłacą na nasz drinki i żarcie.
- No ale może macie potencjalnego kandydata?
- Nie. Zobaczymy co nam zaproponują.
- Ale to i tak super. Cieszę się.
- Ja też. My też. Mamy dziś koncert w Whiskey o 19. Przyjdziesz?
- Jeszcze pytasz. Jestem największą fanką Guns n' roses.
- Tylko nie mów Axlowi.
- Czemu?
- Ostatnio jakaś fanka oskarżyła go o gwałt i ich unika. Ale powstała dzięki temu nie zła piosenka.
- O boże, ale nie zrobił tego?
- Nie, panna sama wlazła mu do łóżka.
- To dobrze. - Gadaliśmy jeszcze trochę o wszystkim i o niczym.
- Steven się za tobą stęsknił - powiedział Slash zakładając buty.
- Co? Przecież wczoraj się widzieliśmy.
- Kazała przekazać, wiesz jaki jest Popcorn
- Wiem, ale i tak go kocham. - kudłacz zrobił obrażoną minę - Ciebie też kocham - uśmiechnął się. Lubiłam uśmiech Slasha. Ma ładne usta. Szkoda, że tak rzadko pokazuje oczy. Wtedy jeszcze ładniej mu z uśmiechem. - I Izzy'ego, i Duffa i nawet Axla czasem kocham.
- Axla da się kochać? - zapytał zdziwiony.
- Da się, ale jak nie ma okresu. - powiedziałam i zaczęliśmy się śmiać.
- Cieszę się, że jesteś moim bratem - przytuliłam go. - Kurde mam 5-ciu bratów.
- Bratów? - stawiam, że uniósł pytająco brwi, ale nie widziałam tego przez włosy.
- Braci - poprawiłam się.
- Też się cieszę, że mam taką siostrę - wow, Slash umie wyznawać uczucia. - Ale muszę już wracać, bo mamy jeszcze próbę, a jak się spóźnię to Wiewióra mnie zajebie.
- To do zobaczenia na koncercie.
- Pa- wyszedł, ale ledwie zamknęłam drzwi, a wrócił.
- Mam bilety. Zapomniałem - cały Slash. Ciągle zabiegany.
- Wódka ci mózg przeżarła - mruknęłam. Podał mi 2 bilety i wybiegł. Zorientowałam się, że jest już 16. Nawet nie chce wiedzieć, o której wstałam. Mam 2 bilety. Zabiorę Michelle i przedstawię jej braciszka. Zleje się ze szczęścia. Przebrałam się w czarne szorty, czarne rajstopy, luźną białą koszulkę i szelki w panterkę. Zrobiłam mocny czarny makijaż, założyłam pieszczochę i kilka bransoletek z muliny. Byłam gotowa o 16:45. Założyłam czarne glany i wyszłam z domu. Skierowałam się w stronę bogatszej dzielnicy L.A do domu Michelle. Jej rodzice mieli dobrą pracę i dużo zarabiali. Mama Chelle była naprawdę wspaniałą kobietą. Ciepłą, troskliwą, kochaną. Chyba mnie polubiła, bo przyjaciółka kilka razy przekazywała mi od niej zaproszenia na obiad do domu Marsh'ów. Tylko jej tata nie był w porządku. Gburowaty, awanturujący się. Michie często się z nim kłóciła. Kilka razy ją uderzył. Nie pałałam miłością do tego człowieka. Dotarłam do celu i zapukałam do drzwi, które otworzyła mi wysoka blondynka. Ładna, ale na twarz wyraźnie odznaczały się zmarszczki.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry Bello - odparła mama Michie.
- Jest Michelle?
- U siebie. Idź do niej.- Przeszłam przez przytulny salon, schodami na górę, korytarzem i do pokoju brunetki. Lubiłam to pomieszczenie. Czarno białe paski na ścianach i zdjęcia na sznurkach rozwieszonych pod sufitem. Zamknęłam za sobą drzwi.
- Czołem Michie! - krzyknęłam rzucając się na nią.
- Boże! Chcesz mnie zabić i udusić? - zapytała z głupią miną
- Po koncercie Gunsów, na który mam 2 bilety - podskoczyła z radości. - Dziś o 19. Ubieraj się - rozkazałam.
- Co? To za niecałe 2 godziny! - krzyknęła spanikowana.
- Więc się pośpiesz - położyłam się na jej łóżku, a ona pobiegła do łazienki. Co chwile wbiegała w ręczniku do pokoju zabierała coś z szafy i z powrotem biegła do łazienki. Wyszła w końcu o 18:30. Nie znam nikogo kto siedzi dłużej w łazience niż ona.
- Gotowa? - zapytałam znudzona.
- Tak.
- Nareszcie. - Miała porwane spodnie, białą koszulę i skórzaną kamizelkę. Czarny makijaż i mnóstwo biżuterii. Wyszłyśmy z jej domu i po 20 minutach byłyśmy przed zatłoczonym klubem.
- Kurwa, matka ich więcej nie miała? Skąd wytrzasnęłaś te wejściówki? - zapytała.
- Slash mi dał. - odparłam beztrosko.
- Co?!
- Slash mi dał. Kudłaty Mulat od gitary, wiesz, który? 
- Ale jak? Co ty pieprzysz?
- Potem ci wyjaśnię. Chodź już. - Weszłyśmy do środka bez problemu bo miałyśmy bilety.
 Przepchnęłyśmy się do pierwszego rzędu pod sceną i jakiś mężczyzna zapowiedział Guns N' Roses. Chłopcy wyszli na scenę. Slash odnalazł mnie wzrokiem i pomachał. Odwzajemniłam gest. Michie zdezorientowana spojrzała na mnie. Cmoknęłam ją tylko w policzek i uśmiechnęłam się. Zagrali '' Outa ta get me'' , '' Welcome to the jungle'' , '' Wreckless life'' , '' You're crazy'' , '' Rocket Queen'' , '' Nightrain'' , '' Nice boys'' . Michelle dostała prawie palpitacji serca, kiedy Axl się do niej uśmiechnął. Cały koncert był nieziemski. Kiedy sie skończył poszłyśmy do baru po martini i danielsa.
- Jezu, jezu, jezu! Axl na mnie spojrzał! Jezu, jezu, jezu! - śpiewała i podskakiwała moje przyjaciółka.
- Orgazmu nie dostań - mruknęłam rozbawiona. Doskonale ją rozumiałam, bo tak samo się czułam kiedy spotkałam pierwszy raz Motley Crue. - Zostaw sobie jeszcze trochę energii na spotkanie z nim.
- Co ty pie... - zaczęła ale przyszedł Slash i nie dokończyła.
- Cześć, jestem Slash - powiedział i podał rękę Michie.
- Michelle - mruknęła podając dłoń.  Wyglądała jakby ducha zobaczyła. Oczy wielkości spodków od filiżanek. Przeszliśmy do stolika Gunsów i Chelle prawie zbierała zęby z podłogi. Była zaskoczona i wniebowzięta. Chyba nie do końca mogła w to uwierzyć. Poznała pozostałych członków zespołu i zaciągnęła mnie siłą do łazienki.
- Kurwa! Co? Jak? Gdzie? Skąd ich znasz? Czemu mi nie mówiłaś wcześniej? Bella! - prawie krzyczała. Postronny obserwator mógłby myśleć, że jest wściekła, ale ja widziałam iskierki radości w jej oczach, chociaż próbowała być zła.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę. Potraktuj to jako prezent na urodziny.
- Ale jak?
- Slash to mój brat.
- Co?
- Mieliśmy wspólnego tatę.
- Och. Ale dlaczego wcześniej nie mówiłaś?
- Czekałam na odpowiedni moment.
- Kurde, kocham cię i dziękuję.
- Też cię kocham, ale wracajmy już.- Wyszłyśmy z łazienki, w której ktoś się pieprzył i poszłyśmy do Gunsów. Siedziałam obok Stevena i Slasha, a Michie obok Axla i Duffa. Zdecydowanie lepiej ukrywała emocje. Zachowywała się normalnie, naturalnie. Chyba się polubili, to dobrze.
- Zatańczysz ze mną? - z zamyślenia wyrwał mnie Duff.
- Dżizas, nie wiem czy umiem.
- Umiesz, umiesz. Chodź. - Wyciągnął mnie na parkiet i trafiliśmy na ''Dream on'' Aerosmith i przytulił mnie.
- McKagan - warknęłam kiedy dłońmi z bioder na mój tyłek.
- No co? Lubię twoją dupę.
- To się zamieńmy - powiedziałam ściskając jego pośladki.
- Nie, chyba nie. - Westchnęłam tylko i tańczyliśmy nie rozmawiając. Łapek nie zabrał. Kiedy piosenka się skończyła grzecznie podziękowałam i wyszłam zapalić. Paliłam i nie myślałam o niczym. Ot, taka pustka. Czarna dziura w głowie. Wróciłam do klubu, ale nie chętnie. Nie lubiłam takich tłocznych miejsc. Koncert owszem, ale nic więcej. Wolę imprezy w domu, w gronie osób, które lubię. Dosiadłam się do naszego stolika i wzięłam jedną z butelek. Michelle złapała dobry kontakt z Axlem, bo ciągle ze sobą rozmawiali. To dobrze, ale z drugiej strony Chelle jest bardzo wrażliwa i może się przywiązać do Rudego, a on może ją zranić. Będę musiała z nim pogadać. Jak ją skrzywdzi to mu urwę jaja. Steven też polubił moją przyjaciółkę, ale kogo on nie lubi? Cudowny dzieciak. Izzy coś ćpał. Czemu miałabym nie spróbować?
- Izzy, podziel się - powiedziałam z uśmiechem. Uniósł pytająco brwi.
- Pewna jesteś?
- Tak. - Naszykował mi kreskę i podał zrulowany banknot. Wciągnęłam biały proszek. Poczułam się szczęśliwa. Zrozumiałam ćpunów. Upiłam się w trzy dupy i ostatnio co pamiętam to to, że tańczyłam z Michelle na stole i, że całowałam się z Duffem.



___________________________________________________________________________________



















środa, 8 maja 2013

Angel down 6



Clarissa...  teraz musisz skomentować bo jest ciąg dalszy. :D 
Stephanie66266 szykuję, szykuję. Ale to za pewien czas B))
Hannah McKagan dziękuję, że jesteś ze mną od początku :3
 I bardzo dziękuję każdej osobie, która to czyta i komentuje. To miłe, aż się ciepło na serduchu robi jak ktoś pisze, że podoba mu się moje twórczość. Dziękuję!





- Nie. Jestem za młoda na małżeństwo. A bycie dziwką mi nie odpowiada. Chyba rozumiesz? - odparłam.
- Jasne. - siedzieliśmy w milczeniu paląc. Było mi tak dobrze. Nie musiałam mówić, nie musiałam słuchać. Po prostu siedziałam. Po pewnym czasie Vince zaproponował żebyśmy wrócili do Hellhouse co zrobiliśmy. W salonie zastaliśmy nie tylko chłopaków ale i kilka dziewczyn do towarzystwa. Slash z jedną się lizał na kanapie, druga obciągała Mick'owi, trzecia Nikki'emu, a dwie macały Duffa i Tommy'ego, ale oni bardziej byli zainteresowani butelkami. Usiadłam obok Izzy'ego, który formował białą kreskę na stole.
- Co masz? - zapytałam wesoło.
- Kokainę. Chcesz? - super, zajebiście. Nie, chcę się uzależnić, ale ciągnie mnie żeby spróbować. Chcę ale nie chce.
- Może innym razem - odparłam wstając i idąc do Vince'a. Tylko czemu do niego? Wpadłam na Steven'a, który biegał na niebieskimi kangurami, które zabrały mu pałeczki.
- Vince, idę. Chcę się pożegnać - po co to robię? Na co liczę? Przecież mogłam wyjść niepostrzeżenie nikomu nic nie mówiąc.
- To idę z tobą - zaproponował. W środku bardzo się ucieszyłam, ale nie dałam po sobie tego poznać.
- A więc chodźmy - wzięłam go za rękę. Wychodząc natknęliśmy się na Duffa i dziwkę od Slasha idących do jednego z pokoi.
- POWODZENIA MCKAGAN!- krzyknęliśmy jednocześnie i wybuchnęliśmy śmiechem.
 - Na jego miejscu bałbym się, że mnie udusi cyckami - powiedział Vince
- O boże! Faktycznie może to zrobić. - mruknęłam przywołując w pamięci obraz dziewczyny. - Wracamy go ratować?
- Da sobie radę. Chyba. - i znowu zaczęliśmy się śmiać, ale nie miałam już tyle szczęście i wylądowałam dupą na chodniku.
- Chodź sierotko - powiedział podając mi rękę. Wstałam.
- Dziękuję - poszliśmy dalej, kiedy zauważyłam sklep. Zdałam sobie sprawę, że chce mi się cukru.
- Chodźmy do sklepu - zrobiłam maślane oczy.
- Po co ?
- Chce mi się czegoś.
- Ok. - weszliśmy do niego i pobiegłam do półki ze słodyczami.
- Stawiałem, że kupimy alkohol. - mruknął.
- Szczerze to nie przepadam za procentami. - wzięłam trochę żelków i czekolady.
- To wszystko? - zapytał trzymając butelkę Danielsa.
- Jeszcze lody.
- Jakie?
- Ty tylko o jednym. Takie z zamrażarki. - Poszliśmy do kasy. Wyciągnęłam swój portfel, żeby zapłacić.
- Kochanie, co ty robisz? Ehh, zapraszam dziewczyną na randkę do sklepu, a ona nic nie rozumie i chce płacić. - powiedział z bardzo poważną miną. Za to ja prawie znowu przewróciłam się tłumiąc śmiech. Wyszliśmy na ulice i doszliśmy do mojego domu.
- Czuj się jak u siebie. Herbaty?- zapytałam wchodząc do kuchni i wstawiając wodę.
- Jak robisz to chcę.
- Zwykłą? Zieloną? Białą? Waniliową? Różaną? Malinową? Żurawinową?
- Yyy, zwykłą - zrobiłam herbatę i przeszliśmy do salonu. Włączyłam Queen i przylepiłam się do Vince'a. Lubiłam torturować ludzi leżąc na nich. Przegadaliśmy kilka godzin i ten facet okazała się naprawdę rozsądny i odpowiedzialny. Polubiłam go nie za to, że jest wokalistą Motley Crue. Polubiłam po prostu Vince'a Neil'a.
- Och, nie! Już nie ma czekolady - jęknęłam kiedy słodycze się skończyły. Po lodach i żelkach już dawno śladu nie było.
- Kobieto, ostatnio tyle cukru zjadłem jak miałem 10 lat. Dziwne, że nie rzygam - odparł.
- Może też bym się zrzygała gdyby było więcej... Spać mi się chce.
- Po co?
- Bo jak nie będę spać to będę jak zoombie. - odparłam uwalniając Vince i wstając.
- Zoombie śmierdzą.
- Skąd wiesz?
- To są żywe trupy. Rozkładający się ludzie. Trupy śmierdzą, więc zoombie też muszą.
- To jest całkiem możliwe. Sam to wymyśliłeś?
- Nie. Tommy kiedyś na haju. - poszłam do pokoju, a Vince za mną, zabrać pidżamę. Kiedy stanęłam przed szafą poczułam ręce Neil'a na biodrach i usta na szyi. I co teraz Bella? Uciekniesz?
- Vince, przepraszam, ale nie wiem czy.. - zaczęłam.
- W porządku. Rozumiem. Nie naciskam - przerwał mi. Szybko opuściłam pokój i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic. Bella, czemu tak męczysz tego faceta? Podoba ci się. Jeszcze w Vegas marzyłaś, żeby się z nim pieprzyć, a teraz uciekasz. Izzy'emu byś dała. Gdyby tylko poprosił zrobiłabyś to z nim. Co ci się stanie?
A ciąża?
To po co wpieprzasz tabletki antykoncepcyjne? Dla zabawy? Pamiętaj, że kiedyś umrzesz.  W mojej głowie toczyła się bitwa. Założyłam na dużą koszulkę Iron Maiden i majtki. Umyłam żeby, rozczesałam włosy i wróciłam do pokoju.  Zdecydowałam, że trzeba korzystać z życia. Blondyn siedział na łóżku i oglądał plakaty na ścianach. Sama często spędzałam w ten sposób długie godziny nie myśląc o niczym. Włączyłam dość głośno kasetę Led Zeppelin. Tak żeby zagłuszyć ewentualny głos rozsądku. Usiadłam mu okrakiem na kolanach i polizałam po wargach. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, a potem cudownie się uśmiechnął. Całowaliśmy się co chwila przestając żeby zdjąć kolejne części garderoby. Kiedy obydwoje byliśmy nadzy Vince wszedł we mnie i kochaliśmy się tak długo jak tylko mogliśmy. Po wszystkim z uśmiechem na twarzy szybko zasnęłam przytulona do blondyna.



__________________________________________________________________________________
Krótko, ale obiecuje, że się poprawię.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem. Aż chce się pisać.

Jeśli ktoś chce być informowany to proszę pisać.










niedziela, 5 maja 2013

Angel down 5




Następnych kilka tygodni minęło w miarę spokojnie. O ile da się żyć spokojnie w L.A wśród rockmenów. Zaprzyjaźniłam się z Izzym. To taka inna przyjaźń niż z Michie. Bardzo lubię z nim rozmawiać. Nawet jeśli opowiadam głupoty, które kompletnie go nie interesują to on i tak siedzi i cierpliwie słucha. Slashowi chyba nie bardzo się to podoba. Ale nie dziwię mu się. Czasem przychodzę do Hellhouse i przy wszystkich siadam rytmicznemu na kolanach i przytulam się. Steven myśli, że jesteśmy razem. Ale Steven jak to Steven. Fizycznie to dorosły facet, ale psychicznie to przedszkole.Nawet z Axlem jakoś się dogaduje. Jakoś, ale nie jest źle. Duff, Duff, Duff. Najczęściej jest pijany albo na kacu. Na trzeźwo rozmawiałam z nim tylko 2 razy. Ale jest w porządku. Prawie codziennie spotykam się ze Skid Row. Najlepiej dogaduję się z Bachem i Bolanem. Taaa, Rachel i jego złote porady. Kilka razy spotkałam się z Motley Crue. Przy Nikkim, Tommym i Micku jestem normalna. Tylko Vince mnie tak rusza. Jak go wiedzę to mózg pokazuje mi tabliczkę '' wokalista Motley Crue'' i dziwnie się z tym czuje. Chociaż za każdym razem jest lepiej. Często spotykam się z Michelle. Jest wspaniała. Idealnie się dogadujemy. Dalej nie wie, że znam Gunsów. Chodzę do szkoły. Uczę się. Staram się zrobić dobre wrażenie na nauczycielach. Staram się. Na szczęście już czerwiec i dużo szkoły nie zostało. Tęsknie za rodzicami. Ale chyba już się przyzwyczaiłam, że ich nie ma i nigdy nie będzie. Tak bardzo chciałabym chociaż raz porozmawiać z nimi, przytulić ich, cokolwiek. Często płacze po nocach. I przy Izzym. I przy Slashu.
- Izzy!- poczułam szturchnięcie w ramie od Chellie.
- Co? - wskazała oczami w górę. Nauczycielka. Ta larwa, co mnie nie lubi. Super, cudownie.
- Pytałam, w którym roku rozpoczęła się Wielka Wojna? - spytała z wrednym uśmiechem.
- Nie wiem - odparłam. Oby tak dalej Bella. Rozmyślał o życiu częściej na historii.
 - Dobrze. Jedynka. - poszła do biurka i nasmarowała coś w dzienniku. O nie! Moja pierwsza jedynka w tej szkole.
- Tytyryty, chuj Slasha ci w dupę. - mruknęłam do Michie, która zaczęła się dławić próbując zdusić śmiech. W końcu lekcje się skończyły i wróciłam do domu. Dziś ostatni raz byłam w szkole. Zakończenie i rozdanie świadectw jest za 2 tygodnie, ale już nie ma po co chodzić. Teraz pora na wakacje. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i założyłam czarne szorty i koszulkę Aerosmith. Mogę iść do Hellhouse. Wzięłam jeszcze trochę pieniędzy i tabletki przeciwbólowe. Po drodze wstąpiłam do monopolowego gdzie bez problemu zaopatrzyłam się w Danielsa i Nightraina. Doszłam do Piekielnego Domu nucąc Stairway to Heaven. Hipokrytka.Na korytarzu wpadłam na mocno wstawionego Duffa.
- Cześć Bella, co się tu sprowadza? - spytał.
- Masz. Mnie tu nie było - dałam mu jedną butelkę. Taka łapówka. Zła ja. - Gdzie Izzy?
- U siebie. Tak, nie było. Ej, jeśli cię nie było to kim jesteś?
- O boże! - mruknęłam i udałam się w stronę pokoju rytmicznego kiedy poczułam klepnięcie w tyłek od Żyrafy.
- Kurwa, tleniony. Nie pozwalaj sobie bo powiem Slashowi, że mnie molestujesz. - nie byłam zła. Przyzwyczaiłam się. Z Motley Crue było gorzej.
- Chciałem sprawdzić czy jednak byłaś. I, a Izzy może - zrobił minę dziecka, któremu zabrano zabawkę.
- Bo Izzy to Izzy, a ty to Duff. - odparłam i weszłam do pokoju Stradlina.Postawiłam butelki na biurku i rzuciłam się na chłopaka przewracając go na łóżko.
- Oj, Bells. Jesteś jak dziecko. - mruknął z uśmiechem.
- Ja? Lepiej mi nie dokuczaj bo dostaniesz zakaz wchodzenia do mojego domku na drzewie - pokazałam mu język, w który mnie ugryzł. Chciałam spytać czy go pojebało, a go trzymał. Patrzył na mnie ze szczerym rozbawieniem. Bardzo zabawne. Ha ha ha. Puścił mój język i musnął moje usta. O kurde. Polizał mnie w wargę i oddałam pocałunek. Rozchyliłam usta i poczułam jego język drażniący moje podniebienie.
- O kurwa...- mruknęłam kiedy się oderwałam. Będę miała o czym opowiadać dzieciom. Mój pierwszy pocałunek z Izzym Stradlinem. Ja cnotka niewydymka.
- Przepraszam - powiedział.
- Za co? Przecież nic się stało.
- Ja uważasz - wzruszył ramionami. Nie był to gest lekceważący, to był po prostu Izzy.
- To taki przyjacielski gest ?
- Od dziś możemy tak codziennie? - zaproponował.
- Jak chcesz. - Tak, chciałam, ale się nie przyznam.
- Chcę.
- To ja też. - uśmiechnęłam się i wstałam podchodząc do biurka.  Rzuciłam w niego Danielsem i wzięłam sobie Wallkera. Polubiłam whiskey, nawet. Usiadłam Izzy'emu między nogami opierając się o jego klatkę piersiową. Gadałam co mi ślina na język przyniosła. Czułam się tak swobodnie. Z nikim nie miałam takiego kontaktu.
- Masz papierosy? - spytałam.
- A mam - no nie, znowu będzie się droczył.
- A dasz mi?
- Może
- Izzy, proszę.
- Wiesz jak to wpływa na zdrowie? Chcesz dostać raka?
- Nie, chcę zapalić. Dasz mi?
- Jak ładnie po prosisz...
- Pieprz się - powiedziałam i poszłam do salonu. Slash i Duff zawsze dają. W pokoju zastałam nie tylko Gunsów ale i Motley Crue. Kurwa, polubiłam tych debili.
- Cześć kutasy! - krzyknęłam rzucając się na Tommy'ego.
- Dalej nie chcesz być moją żoną? - spytał.
- Nie, ale proponuje przejść się do Roxy, a znajdziesz ich 15.
- Mam propozycję nie do odrzucenia - zaczął Nikki kładąc mi rękę na dupie. Ja pierdolę. Gwiazdy rocka. Mało im tyłków do macania? - Może zostaniesz naszą prywatną dziwką?
- Aż tak nie do odrzucenia, że nie zostanę. Może później. - powiedziałam całując każdego z nich w policzek. Potem Micka, który skrzywił się z udawanym obrzydzeniem.
- Dupek - mruknęłam.
- Nie będę się z tobą całował. Ewentualnie możemy się pieprzyć, ale ty nie chcesz - odpowiedział.
- Chcę, ale może później. - przywitałam się buziakiem ze Stevenem, Duffem, Slashem i nawet z Axlem. Teraz Vince. Usiadłam mu na kolanach i pocałowałam policzek zahaczając o usta. Uśmiechnął się, położył mi rękę na udzie i zaczął kręcić kółka. O boże. Mam motylki w brzuchu tytyryty. Kurwa, przyszłam tu po fajki. Zaczęłam go macać po kieszeniach.
- Ej, Bella! Przestań bo nasz blondas cie przeleci tu i teraz - powiedział uśmiechnięty Nikki. Vince spojrzał na niego tak, że gdyby spojrzenie mogła zabijać to basista leżałby już martwy. Gunsi, włącznie z Izzy'm, który się pojawił, skręcali się ze śmiechu razem z Tommym i Mickiem. Zabrałam ręce z Vince'a.
- Przyszłam po papierosy. Ktoś się podzieli- spytałam kiedy wszyscy się ogarnęli. Grobowa cisza. No kurde, każdy w tym domu pali i nikt nie ma? - Naprawdę? Nikt? - czyli trzeba ruszyć dupę i kupić.  - Kurwa. Idę do sklepu. Chętni? - wstałam. Vince też.
- Ja z tobą pójdę i może cię przekonam do zostania moją żoną, bądź naszą dziwką.Usiądź sobie blondasku. Nie zgwałcę jej - powiedział Tommy biorąc mnie na ręce.
- Umiem chodzić Lee - mruknęłam.
- No to co?
- Pomóc ci? - spytał blondyn.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie chyba.
- Siedź sobie blondasku i się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi kochanie - Tommy posłał mu buziaka w powietrzu.
- Pieprz się - mruknął Vince i opadł na fotel.  Perkusista wyniósł mnie z Hellhouse.
- Tommy, postaw mnie - jęknęłam. Zrobił to co go prosiłam i poszliśmy do sklepu. Zaopatrzyłam się w paczkę czerwonych, a brunet w alkohol.
- Jak to jest z tobą i blondasem? - spytał w drodze powrotnej.
- Normalnie. Nie wiem. A jak ma być? - zapytałam.
- Zachowuje się trochę inaczej przy tobie. Tak jakby się powstrzymuje. Coś jakbyś nie była dziwką. Sam nie wiem. Jest inny. Nie lepszy nie gorszy, tylko inny.
- Yhym. - mruknęłam. Co miałam mu powiedzieć. W sumie sama nie wiem jak to jest. Wróciliśmy do domu, ale zostałam na schodkach i zapaliłam.
- Przekonał cię ?- usłyszałam głos Vince, a po chwili jego obejmujące mnie ramiona.





_________________________________________________________________________________
To jest tylko połowa tego rozdziału, ale chciałam go dodać już dziś. W moich planach miał być we wtorek, ale rodzice mnie wywieźli do babci i nie miałam internetu. Myślę, że dalszy ciąg już niedługo się pojawi. Przepraszam  jeżeli wystąpiły błędy.
Każdy komentarz cieszy autora.